Mój dzisiejszy gość i zespół ludzi z jego pracowni są jednymi z nielicznych twórców instrumentów, którzy mogą pochwalić się, że na instrumentach ich autorstwa grał m.in. wiceprezydent USA Mike Pence, Prezydent RP Andrzej Duda oraz wielu innych prezydentów z Europy i całego świata.
Instrumenty z pracowni mojego gościa są długowieczne, a kupują je klienci z całego świata m.in. z Filipin, Indii, Afryki, Ameryki Południowej, Rosji i Bliskiego Wschodu. W Polsce zaś możesz usłyszeć ich brzmienie np. w Katedrze Królewskiej na Wawelu.
Jakby tego było mało największy na świecie taki instrument – oczywiście również wykonany w pracowni mojego dzisiejszego gościa – waży „jedyne” 55 ton i mierzy 4,5 metra średnicy oraz 4 metry wysokości.
Co to za instrumenty? To dzwony.
W tym odcinku podcastu Muzykalności znajdziesz m.in. odpowiedzi na pytania:
- Jak tworzy się idealnie brzmiące dzwony?
- Kim jest i czym zajmuje się ludwisarz, cyzeler i kampanolog?
- Kto poza kościołami kupuje dziś dzwony?
- Czemu do ich produkcji wciąż od setek lat wykorzystywana jest glina zmieszana… z końskim łajnem?
- Czym są carriliony ?
- Co jest tajemnicą ludwisarstwa ?
- Ile osób jest zaangażowanych w tworzenie pojedynczego dzwonu?
- Co robi się z nieudanym dzwonem?
- Ile trwa produkcja dzwonu?
- Ile kosztuje gotowy dzwon?
- Czy ludwisarstwo przetrwa próbę czasu?
Zapraszam Cię do wysłuchania mojej rozmowy z Piotrem Olszewskim.
PIOTR OLSZEWSKI – obecny właściciel Pracowni Ludwisarskiej Jana Felczyńskiego, szkolący się pod okiem ojca Waldemara – mistrza sztuki ludwisarskiej. Jest przedstawicielem ósmego pokolenia w rodzinie Felczyńskich, której tradycje ludwisarskie sięgają 1808 roku. Historia odlewni rodziny Felczyńskich rozpoczęła się w Kałuszu – dziś jest to miasto ukraińskie, leżące w obwodzie iwanofrankiwskim. Tam w 1808 roku Michał Felczyński założył pierwszą w tej części Europy odlewnię dzwonów. Sam nauki pobierał najprawdopodobniej u niemieckich lub włoskich odlewników, którzy w tym czasie przebywali na terenie byłej Galicji. Po śmierci Michała w 1866 roku pracę kontynuowało jego czterech synów z pierwszego i drugiego małżeństwa, a następnie wnukowie: Stefan, Jan i Józef (z linii pierwszego małżeństwa) oraz Kazimierz, Ludwik, Michał, Jan i Kajetan (z linii drugiego małżeństwa). Główna linia przemyskich ludwisarzy wywodzi się od Jana Felczyńskiego, prawnuka protoplasty Michała (z pierwszego małżeństwa). Jan Felczyński zmarł w 1979 roku. Całe swoje ponad osiemdziesięcioletnie życie poświęcił ludwisarstwu. Dziś odlewnia prowadzona przez prawnuka Jana Felczyńskiego oficjalnie przyjęła nazwę „Pracownia Ludwisarska Jana Felczyńskiego”. Ostatnie lata przyniosły firmie wiele ważnych i prestiżowych realizacji m.in. Dzwon „św. Jan Paweł II” dla Królewskiej Katedry na Wawelu (2014), dzwon ufundowany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w rocznicę 80-lecia wybuchu II wojny światowej „Pamięć i Przestroga” oraz największy na świecie dzwon kołysany (waga 55 ton, wysokość 4 metry, średnica 4,5 metra), „Vox Patris” dla Sanktuarium Boga Ojca Przedwiecznego (Divino Pai Eterno) w Trinidade, w Brazylii.
W 2019 roku Piotr Olszewski został odznaczony przez Prezydenta RP Medalem Stulecia Odzyskania Niepodległości.
Więcej informacji o Piotrze i Waldemarze Olszewskich oraz Pracowni Ludwisarskiej Jana Felczyńskiego znajdziesz na stronie: www.janfelczynski.com
Przydatne linki
Linki do stron i osób wymienionych w tym odcinku:
Strona Pracowni Ludwisarskiej Jana Felczyńskiego
Pracownia Ludwisarska Jana Felczyńskiego na Facebooku
Andrzej Bochniak
Materiały dotyczące budowy i produkcji dzwonów, udostępnione dzięki uprzejmości Piotra Olszewskiego:
🔔 Tabela poglądowa dzwonów z tonacjami i częstotliwościami
🔔 Kombinacja zestawów dzwonów zharmonizowanych wykonywanych w Pracowni Jan Felczyński
🔔 Artykuł o akustyce dzwonów
🔔 Przykładowe wzory napisów i wskazówki dotyczące umieszczenia ich na dzwonie
Transkrypcja
Mamy grudzień 2019 roku, święta za pasem, pomyślałem więc, że opowiem dziś o instrumencie, który ze świętami przeciętnemu człowiekowi kojarzy się bardziej niż każdy inny.
Brzmienie dzwonów słyszałeś już nie raz, ponieważ są to instrumenty, bez których wiele świątecznych piosenek i kolęd nie miałoby tego wyjątkowego i uroczystego klimatu.
Jak się okazuje, my Polacy mamy naprawdę pokaźny dorobek w temacie produkcji dzwonów i sporo świetnych fachowców, którzy się tym zajmują.
Co więcej, sukcesy niektórych naszych ludwisarzy – bo tak określa się tę profesję – są iście imponujące.
Wyobraź sobie 55 tonowy instrument muzyczny, w którego produkcję zaangażowanych jest prawie 100 osób.
Robi wrażenie?
Zapraszam Cię zatem do wysłuchania rozmowy z Piotrem Olszewskim.
Uszanowanie Piotrze!
Uszanowanie! Witam cię.
Powiedz, czy umiesz rozpoznać dzwon swojej produkcji, po tym jak on brzmi?
Tak, teraz już tak, bo dużo pracy włożyliśmy w zmianę dźwięku dzwonu, bardzo go naprawiliśmy według mnie. Myślę, że potrafię przede wszystkim po tym, że ma dość spory wydźwięk, brzmi bardzo długo, ma tego huma, takie burczenie bardzo długie i to jest coś, co nas właśnie wyróżnia, jesteśmy inni od konkurencji. Może nie potrafię powiedzieć dokładnie, jaki to jest ton, bo nie jestem wykształconym muzykiem, czy też nie mam takich zdolności, natomiast potrafię powiedzieć, czy dobrze brzmi i czy ma ten rezonans, czy wybrzmiewa tak, jak powinien. To się czuje. Bardzo łatwo rozpoznać zły dzwon, on po prostu gaśnie szybko, to jest takie garnkowate, słabe. A jeśli to jest rzeczywiście ten instrument muzyczny, to on wybrzmiewa, on się nie kłóci, on nie wibruje – to jestem jak najbardziej w stanie usłyszeć.
Powiem ci, że z gitarami basowymi jest tak samo, że jeżeli gitara ma dobry rezonans, to jest to duża wartość – puszczasz dźwięk i on sobie brzmi. Ale nie będziemy dzisiaj rozmawiać o gitarach basowych, tylko o dzwonach. Chciałbym porozmawiać o tym, jak się je tworzy i też o tym, że to nie są takie proste instrumenty, jak wielu osobom może się wydawać na pierwszy rzut oka albo pierwszy rzut ucha. Porozmawiamy o wyjątkowości dzwonów i o tym dlaczego pomimo upływu setek lat dzwony są wciąż produkowane i kupowane – uważam, że jest to pewnego rodzaju ewenement, że ten instrument przetrwał próbę czasu. Zanim do tego przejdziemy, to opowiedz trochę o sobie, twoim doświadczeniu i co robisz poza tworzeniem dzwonów, bo będziemy o nich dzisiaj dużo rozmawiać.
Moja historia jest dość prosta jak na dzisiejsze czasy. Rzeczywiście urodziłem się w rodzinie ludwisarskiej, jestem ósmym pokoleniem, które prowadzi firmę z dziada pradziada. Firmę prowadził mój ojciec wraz z moim wujem, a ja wcale tego nie chciałem robić. Była to taka standardowa ucieczka – pojechałem do dużego miasta, chciałem całkiem inne rzeczy robić, zacząłem pracować w korporacjach, ale z czasem ten sentyment i przywiązanie do rodzinnej tradycji, chęć, żeby to jednak nie upadło, bo też ja byłem jedynym spadkobiercą tego wszystkiego: albo ja, albo nikt. Trochę z konieczności, ale tak naprawdę potem sam chciałem wyrwać się z tego wielkiego świata, bo już miałem dość pewnych korporacyjnych spraw. Tak to się zaczęło dokładnie 10 lat temu, kiedy zacząłem prowadzić firmę sam, oczywiście ciągle z ojcem, który na co dzień zajmuje się produkcją. W dzisiejszych czasach firmą trzeba się zajmować w różnych aspektach, nie tylko stricte produkcyjnym. ale też w wielu innych.
Moja historia jest prosta jak na dzisiejsze czasy.
Zdecydowanie, będziemy jeszcze o tym rozmawiać. A jak nie tworzysz dzwonów, to co porabiasz?
Mam trójkę dzieci i tak naprawdę mam co porabiać, czyli rzeczy stricte domowe – jest co robić, jeżeli chodzi o rodzinę.
A widzisz już jakiegoś następcę?
Mam syna i dwie córki, więc zobaczymy. Nie będę syna w żaden sposób zmuszał, że to jest konieczność, natomiast chcę mieć takie poczucie, że przygotowuję mu dobry grunt, że jeżeli by chciał, to proszę bardzo. Natomiast to musi wyjść od niego, nie może tak być, że będę go zmuszał do robienia tego. Na razie ma 5 lat, więc interesują go samochodziki i takie sprawy, więc trudno jeszcze coś wywnioskować, natomiast fajnie by było, a jak się ułoży, to zobaczymy.
Okej to przejdźmy zatem do tematyki dzwonowej, że tak powiem. Co wyjątkowego jest w dzwonach w porównaniu do innych instrumentów muzycznych?
Cieszę się, że rozmawiamy o dzwonach jako o instrumentach muzycznych, bo bardzo wielu ludzi nie wie, że dzwon to jest instrument muzyczny. Oczywiście jest to pewne wezwanie w obrzędach katolickich do mszy czy do innych uroczystości, ale też dzwony pełniły bardzo różne funkcje: nawołujące, ostrzegające i tak dalej. Jednak jest to też instrument muzyczny, choć on w teorii został nazwany instrumentem muzycznym dopiero pod koniec 19 wieku – wtedy pojawiły się pierwsze pisma szeregujące go w instrumentach, że to jest idiofon, tak powinien grać, takie powinny być reguły i tak dalej.
Bardzo wielu ludzi nie wie, że dzwon to też jest instrument muzyczny.
Fascynujące w tym instrumencie jest to, że on tak naprawdę wydaje dźwięk całym sobą za pomoc bijaka, który nazywamy sercem, mogą być też młotki z boku, ale ten dźwięk musi podlegać bardzo precyzyjnym regułom, tak samo się go stroi, choć oczywiście nie tak prosto, bo trzeba do tego cięższych sprzętów, szlifierek wewnętrznych i tak dalej, to jest wręcz mistyczne, by wielki dzwon doprowadzić do takiej harmonii, gdzie te dźwięki wszystkie bardzo fajnie współgrają i powodują ten finalny efekt długiego rezonansu. W dzwonie jest pięć głównych tonów pobocznych, które muszą współgrać, bo są najgłośniejsze i nasze ucho je od razu wychwytuje. W sumie do rozróżnienia jest pięćdziesiąt, natomiast takich głównych, które są dla nas słyszalne, jest pięć. Tu muszą być te reguły zachowane, żeby wszystko fajnie współgrało i wydawało piękny dźwięk.
Czasem to jest mistyczne, żeby tak wielki dzwon doprowadzić do harmonii.
Mówi się o tym, że dzwony grają, a nie dzwonią, prawda?
Tak, czasami się mówi, że śpiewają. Holendrzy mówią na carriliony singing carrilions, czyli śpiewające carriliony.
Mówi się o dzwonach, że śpiewają.
Skoro już poruszyliśmy ten temat carrilionów, to powiedz od razu co to są te carriliony?
To są zestawy dzwonowe, ale tutaj już mówimy o pełnych oktawach. Jest to zespół instrumentów, który może wygrać daną melodię, pieśń, w zależności od tego, ile dziesiątek, czy zestawów po 13 zrobimy, jak daleko pójdziemy. Przyjmuje się, że musi być przynajmniej 25 dzwonów, żeby był to carrilion. Są tutaj pewne drobne różnice, że w odróżnieniu od dzwonu, który powinien rezonansować, dzwon carrilionowy musi w pewnym momencie być przyciszony, czyli mamy taki specjalny sposób na lekkie wygłuszenie tego wydźwięku, tego huma po to, żeby właśnie nie tworzył się taki wielki rezonans, jeżeli to wszystko zaczęłoby nagle grać i potem nie słyszelibyśmy melodii. Carriliony są jeszcze ciągle nieodkryte w Polsce, bo w wielu miastach na świecie czy w Europie to jest powszechna rzeczy, że gdzieś na rynkach, w niskich przestrzeniach można je usłyszeć. W Polsce jest to Gdańsk, trochę może Kraków, jakieś pojedyncze miasteczka, ale to nie jest tak, że się słyszy te melodie wybrzmiewające jak gdzieś na świecie, więc tutaj ciągle to odkrywamy. Jednak dostajemy coraz więcej takich zapytań z miast, z ratuszy. Ostatnio robiliśmy w Kazimierzu taki fajny zestaw carrilionowy, który codziennie wybrzmiewa melodie. Cieszę się, że są zapytania, bo to jest ciekawa, taka kulturalna inicjatywa.
No właśnie, trochę inna niż taki klasyczny pojedynczy dzwon kołysany. Wróćmy jeszcze na chwilę do tej wyjątkowości. Czytałem o tym, że dzwonom dawniej nadawało się imiona i też mówiłeś o tym, że to, co jest napisane na dzwonie, to on głosi tę wiadomość, ten przekaz. Czy to cały czas tak jest, czy nadal kultywuje się takie tradycje?
Nic się nie zmieniło, każdy dzwon ma swojego patrona, więc jak najbardziej nadaje się mu imię. Przyrównujemy to do cyklu życia człowieka, bo jak odlewamy dzwony, to nazywamy to narodzinami dzwonów, potem dzwon jest konsekrowany, jest to jakby chrzest, później na dzwonach wychodzi patyna wychodzi, więc one stają się siwe – to jakby człowiek stawał się coraz starszy, a na końcu, po setkach lat, dzwony pękają i umierają. Ludwisarze traktują dzwony bardzo osobiście.
Produkcję i użytkowanie dzwonów przyrównujemy do cyklu życia człowieka.
Opowiedz tak w skrócie, jak wygląda budowa takiego klasycznego dzwonu kołysanego, jaki zwykle sobie wyobrażamy, myśląc o dzwonach.
Mamy tę główną część, która się składa z paru elementów, jest to kryza dolna, jest to część płaszcza, jest dno, korona i tak dalej. Standardowo jest to jeden odlew. Czasami dostaję takie pytania, czy my potem dodajemy tę koronę albo literki. Wszystko tworzy się jako jedno, to jest bardzo ważne, żeby ten dzwon wytrzymał rzeczywiście te setki lat.
A to żebro?
Żebro to jest profil, inaczej mówiąc kształt dzwonu. U nas z tego żebra tworzymy tak zwany dzwon fałszywy w procesie tworzenia formy. To jest dokładnie kształt, który potem będzie miał dzwon – jest to taka środkowa część formy pomiędzy rdzeniem a płaszczem. Tu jest ta cała tajemnica nasza, w tym kształcie dzwonu jest wpisany dźwięk. Dźwięk zależy tak naprawdę od dwóch rzeczy. Po pierwsze od tego, jaki jest ten kształt, na to wpływa bardzo wiele czynników: jaka jest dolna średnica, górna średnica, grubość ścianki na dole, grubość ścianki na górze, jak to jedno z drugim idzie, to jest naprawdę kawał tajemnicy ludwisarskiej.
Dźwięk zależy od kształtu dzwonu i dopracowanego przez setki lat materiału, z którego się go odlewa.
Drugą rzeczą jest materiał, który jest dopracowany przez setki lat i właściwie tutaj żaden ludwisarz nic nie zmienia, chodzi o ilość cyny, żeby był ten rezonans, bo to cyna tak naprawdę odpowiada za ten wydźwięk i też żeby nie był zbyt kruchy, ani za miękki. Materiał musi mieć odpowiednią twardość, po pierwsze, żeby się nie rozbił, ale z drugiej strony nie może być za miękki, bo też nie wyda odpowiedniego dźwięku, będzie zbyt miedziany. Znaczenie ma i skład materiału, tutaj nie ma żadnej tajemnicy, bo powszechnie wiadomo, że jest to stop miedzi i cyny w proporcjach 78/22 – to jest jedna rzecz, a druga rzecz, która jest u każdego ludwisarza wielką tajemnicą, to jest właśnie ten kształt, ten profil.
Tajemnicą każdego ludwisarza jest profil, kształt, który określa brzmienie dzwonu.
A serce dzwonu też odlewacie?
Serce jest podzlecane kowalowi. To są normalne odkuwane w kuźni serca z miękkiej stali, też jest bardzo ważne, żeby to był właśnie jeden kawałek, który jest wyżarzany, odkuwany, który posiada odpowiednią twardość – serce musi zużywać się szybciej niż dzwon. Serce wymiennym elementem, jest bijakiem, wymienia się go co około 10 lat ze względu na zużycie, natomiast dzwon musi wytrzymać znacznie dłużej.
Już wcześniej wspomniałeś o procesie produkcyjnym, więc spróbujmy sobie tak prześledzić, jak to wygląda w dzisiejszych warunkach. Przygotowałam kilka takich pomocniczych pytań. Opowiedz o tym procesie od zamówienia do już gotowego dzwonu. Ile osób jest zaangażowanych, by powstał taki końcowy efekt? Rozumiem, że sam tego nie odlewasz?
Oczywiście, że nie. To jest sztab ludzi. Ja znam cały proces jak najbardziej, natomiast my zatrudniamy kilkanaście osób tak na stałe. Patrząc tylko na samo odlewanie dzwonu, natomiast jest jeszcze współpracująca z nami firma, która robi wszystkie rzeczy dookoła dzwonów i tutaj znowu bierze w tym udział kolejne kilkanaście osób, więc czasem przy jednym projekcie może pracować nawet 30 osób i więcej. Przy tych wielkich dzwonach zdarzało się, że to było nawet 100 osób. Proces jest oczywiście podzielony na pewne fazy i tak samo jest podzielona praca w odlewni, są ludzie odpowiedzialni bardziej za sprawy artystyczne, są ludzie odpowiedzialni bardziej za sprawy tworzenia samej formy, więc to tworzy razem pewien proces produkcyjny. Zaczyna się to oczywiście od stworzenia podstawowego dla każdego dzwonu rdzenia, bo on jest dla danej wielkości ten sam. Unikalność zaczyna się już w dzwonie fałszywym, czyli w tej części, która będzie potem naprawdę prawdziwym dzwonem, czyli kształtem prawdziwego dzwonu, bo tu już wchodzi proces traconego wosku, czyli tutaj mamy taką czasami wręcz jubilerską pracę, można powiedzieć, bo wszystko, co jest na dzwonie, musi być wykonane, wyrzeźbione, opracowane, przelane na wosk, z tego wosku nałożone na formę i dopiero te woskowe rzeczy odbijają się w tej ostatniej części, czyli w płaszczu. W płaszczu powstaje negatyw, jest wewnętrzna część, rdzeń i płaszcz, pusta przestrzeń pomiędzy i odbite rzeczy w płaszczu, te wszystkie ornamenty i tak dalej.
Czasem w przypadku dużego dzwonu w jego produkcje może być zaangażowanych nawet 100 osób.
Tak więc jest podział pracy, najpierw bardziej artystyczne, potem odlew. To są też inni ludzie, dzwon jest wykopywany, więc do tej ciężki obróbki są inni ludzie, a do cyzelerskiej, czyli do tego drobiazgowego dopracowywania obrazków są potrzebne znowu inne umiejętności. Ten proces jest praktycznie niezmienny, oprócz pewnych małych rzeczy, które dzisiaj ułatwiają nam pracę, przez setki lat. Ułatwieniami są nowe suwnice, nowy piec, parę materiałów, natomiast sam proces przeprowadzamy w tym procesie starodawnym, tradycyjnym.
Proces odlewania dzwonu jest niezmienny od setek lat.
Glina i końskie łajno to jest podstawa naszej formy, oczywiście w odpowiednich proporcjach. To jest materiał, który przebadaliśmy naukowo. Dlaczego to zrobiliśmy? Też się zastanawiałem, dlaczego właściwie korzystamy z tego sposobu? Jednak te dzwony setki lat temu odlewane jak Zygmunt i parę innych znanych dzwonów w Polsce i na świecie te setki lat dzwonią, a to wszystko dlatego że tworzenie tej formy na bazie właśnie końskiego łajna idealnie współgra z materiałem odlewniczym, jakim jest brąz, w tych właśnie proporcjach. Przebadaliśmy to w katedrze odlewnictwa na Śląsku. Idealnie to się tam zgrało, te rozszerzenia na ciepło i potem skurcze przy stygnięciu prawie się pokrywały. To pokazuje, że to są takie integralne materiały, które doskonale ze sobą współgrają. Żywym dowodem na to jest fakt, że tyle dzwonów do dzisiaj dzwoni.
Glina i końskie łajno jest podstawą formy dzwonu.
Właśnie, musiało upłynąć dużo czasu, żeby nauka mogła udowodnić, że nasi przodkowie mieli rację. A powiedz, ile czasu zajmuje produkcja takiego standardowego dzwonu, bo wiadomo, że im on jest większy, tym czas produkcji może się wydłużyć. Ile musiałbym czekać na taki standardowy dzwon średniej wielkości u ciebie zamówiony?
Około czterech miesięcy, powiedzmy średnio. Przeleciałem szybko ten proces produkcyjny, natomiast pewnych etapów nie da się przyspieszyć, ta forma musi sama od siebie wyschnąć, nie możemy przyspieszać suszenia, dlatego że pojawią się pęknięcia na formie, ona już nie będzie taka wytrzymała, Są etapy, jak na przykład traconego wosku, kiedy musimy zostawić tę formę, nie możemy używać w ogóle ciepła, dlatego że nam ten wosk za szybko wyleci, tak mówiąc kolokwialnie i nie odbije to się wszystko tak precyzyjnie jak powinno. Potem obróbka też trwa, bo to są prace ręczne, cyzelerskie, gdzie każdy szczegół musi być dopielęgnowany. Dlatego może się to wydawać długo nawet dla małego dzwonu, ale tak musi być. Potem ten dzwon ma dzwonić setki lat. Często tłumaczę, że trzeba poczekać ten miesiąc, dwa, nic się nie stanie, a potem dzwon będzie służyć bardzo długo. Oczywiście mniejsze dzwony wykonuje się trochę szybciej, dużo większe dzwony dużo dłużej. Jak mówimy o dzwonach kilkutonowych, to od pół roku zaczynają się jakieś realne terminy.
Nie możemy przyspieszyć suszenia, ponieważ forma może pęknąć.
Rozumiem, a to zdobienie, to cyzelerstwo, o którym wspomniałeś, ono ma wpływ na dźwięk dzwonu?
Tak. Zawsze mówimy klientom, że ilość ornamentyki, liternictwo i tak dalej musimy zachować jak najbardziej w subtelnym charakterze, pewne miejsca są wykluczone, bo jest tłoczenie tych wszystkich tonów i każda zmiana grubości ścianki jest wykluczona. Jeżeli dajemy jakąś ornamentykę, to zmieniamy grubość ścianki w tym miejscu, więc pewne miejsca są wykluczone, a płaszcz, środkowa część jest głównym miejscem, gdzie dajemy wszystko i tam jest jak najmniejsza ingerencja, bo tam jest tercja, kwinta – te tony wchodzą w grę, zbyt duży ornament na górze wpływa dość sporo na prymę, więc są pewne zależności, które znamy i edukujemy swoich klientów, żeby nie przesadzali z tą ilością ornamentyki, bo może to rzeczywiście zakłócić dźwięk dzwonu. Ważna jest też w tym symetria, gorzej jest jeśli dajemy ornament z jednej strony tylko na awersie, a lepiej jeżeli dajemy równomiernie, bo nie zakłócamy samej cylindrości dzwonu.
Każdy ornament i napis wpływa na brzmienie dzwonu.
Wspomniałeś tercję, prymę, kwintę – pomówmy jeszcze chwilę o tej muzycznej stronie. W jaki sposób przed odlewem jesteś w stanie sprawdzić, jak będzie tonacja dzwonu?
To jest wpisane w każdy dzwon. Każda waga, średnica dzwonu jest jakby modelem, w którym jest zakodowany dany ton. Nazywamy to tonem uderzeniowym, a tak naprawdę jest to suma tego, co nasz mózg odbiera, jako sumę tych wszystkich mierzalnych dzwonów. Zależy to od wielkości dzwony, natomiast referencyjnym jest zwykle ton nominalny, ten główny ton, który jest najbardziej słyszalny wpierw, a potem już przechodzi w prymę, potem przechodzi w huma, czyli to wybrzmiewanie, ale z definicji każdy dzwon o danej wadze powinien mieć taki dźwięk. Oczywiście zdarzają się odchylenia i nawet one są wskazane, czyli specjalnie robi się lekko grubszą ściankę, żeby było potem z czego brać i można było doszlifować. O tym mówiliśmy wcześniej, że każdy ornament w jakimś lekkim stopniu wpływa na ton. Często jest tak, że te zmiany są pomijalne, więc w całokształcie nawet nie dostrajamy, bo całość jest już zgrana, a czasami ma to na tyle istotny wpływ, że gdzieś w pewnych miejscach musimy doszlifować, ale to są lekkie szlifnięcia w pewnych miejscach, żeby było bardziej zharmonizowane, mniejsze odchylenia.
Chyba warto wspomnieć o tym, że wy już po tym, jak dzwon jest gotowy, to jeszcze wzywacie takiego człowieka, który ocenia walory brzmieniowe tego dzwonu.
Wzywamy, ale to nie jest tak, że to robimy do każdego dzwonu. Oczywiście odbywa się to przy bardziej prestiżowych projektach, natomiast na co dzień pomaga nam oprogramowanie komputerowe. Jesteśmy w stanie nagrać dźwięk dzwonu i właściwie od razu wiedzieć dokładnie, co się dzieje w środku. Ten człowiek, o którym mówisz, to jest kampanolog, to jest taka zacna funkcja i przy prestiżowych projektach bardzo często się to robi, choćby po to, żeby właśnie mieć taki certyfikat, który bardzo często uzyskiwaliśmy przy różnych projektach. Natomiast na co dzień przy każdym dzwonie nie jest to wymagane, wystarczy nam dzisiejsza technologia, żeby móc ocenić dźwięk.
Zamykając powoli temat procesu produkcyjnego, który z tych momentów podczas tworzenia dzwonu jest taki najbardziej decydujący?
Odlew oczywiście, bo to jest takie zero-jedynkowe albo odlew wyjdzie, albo nie wyjdzie. Cała praca wielu miesięcy może iść na marne, jeżeli coś się stanie podczas odlewu.
Zdarzyła się taka sytuacja?
Oczywiście, że się zdarzyła taka sytuacja.
I co się dzieje potem z takim dzwonem?
Zależy co się stanie. Czasami jest tak, że te przepustowości nie są takie jak trzeba, gdzieś do końca nie doleje, może być tak, że na zewnątrz jest za bardzo wilgotno i to też ma wpływ. My ten proces cały czas usprawniamy, stosując różne środki, jesteśmy w stanie odlewać w każdych warunkach, natomiast to wszystko ma znaczenie. Zdarzały się różne sytuacje. Przelanie dzwonu oznacza pracę od nowa, musimy całą formę wykonać od nowa. To są rzadkie przypadki, może jeden dzwon na rok, przy ilości stu dzwonów rocznie może jeden się taki zdarzyć. Ale to jest praca ludzi, myślę że w żadnej branży nie da się uniknąć wpadki.
Dochodzimy w produkcji nawet do stu dzwonów rocznie.
Jak już mamy taki gotowy dzwon, to trzeba go gdzieś zawiesić. Jak wygląda to zawieszenie dzwonu, jak wpływa na jego brzmienie i gdzie w ogóle taki dzwon się wiesza, jak to dokładnie wygląda?
Zwykle odbywa się to tak, że są to wieże kościelne, bo jednak większość dzwonów produkujemy dla kościołów, a wieże kościelne mają odpowiednią wysokość. Są zasady mówiące, na jakiej wysokości powinien być dzwon, żeby był słyszalny, żeby niósł, a jednocześnie nie przeszkadzał mieszkańcom, żeby dźwięk nie odbijał się od okien. To są rzeczy, które my doradzamy, często są zaprojektowane już w momencie tworzenia wieży, czasami trzeba jakieś inne koncepcje stworzyć. Zdarzają się też całkiem inne miejsca, oprócz dzwonów kościelnych coraz częściej przygotowujemy dzwony na różne ważne uroczystości. W tym roku na Placu Piłsudskiego odbyła się uroczystość, na której byli wszyscy prezydenci, mieliśmy zaszczyt odlewać na nią dzwon „Pamięć i Przestroga”, który teraz znajduje się w Wieluniu. W zeszłym roku odlewaliśmy dzwon Niepodległości, przygotowany na główne uroczystości.
Czyli można powiedzieć, że na twoich instrumentach grywa na przykład Donald Trump.
Miał grać, tylko nie przyleciał, tak się zdarzyło, że akurat na naszym dzwonie grał Mike Pence. Oczywiście również nasz prezydent i wielu prezydentów wszystkich delegacji zabiło wtedy w dzwon. Byłem na miejscu, zostałem zaproszony na uroczystości na placu Piłsudskiego – wspaniałe wrażenia i naprawdę wielki zaszczyt, aż mnie ciary przechodziły, że w głównym miejscu uroczystości jest malarstwo nasz dzwon.
Wspomniałeś o tym, że dzwon żyje swoim życiem i jak on reaguje na upływający czas? Bo on nie zawsze jest taki ładny, świecący, błyszczący i wycyzelowany jak wychodzi od was z ludwisarni, tylko z upływem czasu ten dzwon traci swój blask.
Tak, oczywiście. W zależności od tego, co się komu podoba, bo są gusta i guściki, bo ja jak najbardziej lubię ten efekt, kiedy dzwon się naturalnie pokrywa patyną, on dostaje pewnej dostojności. Natomiast my zabezpieczamy powłokę dzwonu warstwą ochronną, która zabezpieczy dzwon na najbliższe 15-20 lat na pewno, więc on się dużo nie zmieni, potem się zaczynają te procesy patynowania, pocenia się dzwonu, najpierw wychodzi biały kolor, potem zielenieje, ale to jest naturalny proces i to tak powinno wyglądać, tak rzeczywiście dzwon powinien się prezentować, jeżeli ma te setki lat. Osobiście mnie trochę razi, jeżeli są dzwony, które mają setki lat, a są oczyszczone, jakby były nowe, bo to nie o to chodzi, bo właśnie wtedy usuwamy tę całą warstwę historii, a ta patyna pokazuje nam właśnie upływ czasu, że minęło 200, 300 czy 500 lat.
Lubię ten efekt kiedy dzwon z upływem lat pokrywa się patyną.
Kiedyś było tak, że ludwisarze oprócz dzwonów odlewali również inne przedmioty, jak to wygląda dziś? Czy ty odlewasz w swojej pracowni jakieś inne przedmioty niż dzwony?
Tymi innymi przedmiotami były głównie armaty. Ludwisarz w czasie pokoju odlewał głównie dzwony, zacni fundatorzy to byli królowie i bardzo wysoko postawieni dostojnicy na całym świecie. Natomiast w czasie wojny nie robił dzwonów i miał zapotrzebowanie na armaty. Jeszcze mój tato odlewał armaty, oczywiście nie na potrzeby wojenne, ale raczej dla muzeów czy na ekspozycje. Teraz już nie mamy zleceń na armaty, więc koncentrujemy się na dzwonach.
Ludwisarz w czasie pokoju odlewał dzwony, a w czasie wojny armaty. Teraz już nie mamy zleceń na armaty, więc koncentrujemy się na dzwonach.
Wspomnieliśmy o carrilionach. Chciałem tylko zapytać, czy jakieś nietypowe zamówienia na dzwony też się wam zdarzają? Czy ten 55 tonowy dzwon „Vox Patris” to jest typowe czy nietypowe zamówienie?
To jest totalnie nietypowe zamówienie oczywiście, bo jest to największy kołysany dzwon świata, więc było to dla nas bardzo wielkim wyzwaniem, przeżyciem, poświęceniem ogromu czasu, nieudaną próbą odlewu. Teraz już dzwon jest, jesteśmy na ostatnich etapach konstrukcyjnych, tworzymy do niego konstrukcję, serce – to się wszystko dzieje teraz, a początkiem roku właściwie kończymy testy i w końcu wysyłamy. To wszystko są ogromne sprawy, niewyobrażalne dla większości ludzi, ile osób musi być zaangażowanych, samo serce dzwonu ma ponad 6 metrów wysokości, waży tony, to są kolosalne sprawy, sama konstrukcja waży dziesiątki ton – przewozy, logistyka, więc to jest na pewno jedno z nietypowych zamówień, takie prawdziwe wyzwanie technologiczne dla całej firmy i nie tylko dla jednej naszej firmy, bo to była współpraca wielu firm i w Krakowie, i na Śląsku.
Samo serce największego na świecie, 55 tonowego dzwonu, który odlaliśmy, ma ponad 6 metrów długości.
Pomówmy jeszcze odrobinę o klientach. Które dzwony są najczęściej zamawiane przez klientów? Czy to są pojedyncze dzwony czy zestawy dzwonów?
Zależy od sytuacji, jaka jest u klienta. Czasami jest już jakiś dzwon na parafii, trzeba tam pojechać, zbadać, jaką ma tonację, czy do jakiej tonacji się zbliża, bo wiele z tych dzwonów, szczególnie starszych, jest wibrujących i często mają finalne tonacje rzeczywiście trudne do zweryfikowania, ale trzeba dobrać jak najbliżej, żeby zachować jakąś harmoniczność w tym zestawie. To się często robi, więc wtedy wychodzi, czy to jest zestaw, czy to jest jeden dzwon. Czasami okazuje się, że ten dzwon nie może współgrać z niczym, lepiej go ściągnąć i zrobić coś nowego.
Tak było w wieży kościoła Mariackiego? Też dopasowywaliście ten dzwon do brzmienia innych dzwonów?
Tam jest wspaniały człowiek pan Andrzej Bochen, który jest starszym mechanikiem Dzwonu Zygmunta i opiekunem krakowskich dzwonów, więc nawet tego nie musieliśmy robić osobiście, bo on doskonale wiedział, jakie są tonacje wszystkich innych dzwonów z opisami, historią i tak dalej. Zarówno tam, jak i na Wawelu, bo to są takie dwa główne nasze projekty krakowskie, gdzie zrobiliśmy dzwon do Wieży Srebrnych Dzwonów „Jan Paweł II”, który dzwoni nad królami codziennie o 12:00, a od przyszłego roku będziemy mieć zaszczyt, że codziennie po hejnale będzie dzwonił nasz dzwon na wieży kościoła Mariackiego, co jest wielką historyczną sprawą dla naszej firmy, bo wpisujemy się w historię codzienną, przechodnie będą mogli codziennie słyszeć nas dzwon. Odbyła się dokładna analiza całego instrumentu, jakim są dzwony w wieży kościoła Mariackiego i ton został dobrany na bazie tego, że dzwon powinien brzmieć w takiej a takiej tonacji, aby współgrać z innymi dzwonami.
Naszymi dzwonami wpisujemy się w historię codzienną ludzi, którzy słyszą ich brzmienie.
Wspomniałeś o tym, że najczęściej wasze dzwony kupują kościoły lub parafie. Kto jeszcze kupuje dzwony?
Często są to miasta czy też instytucje, gdzie też pełnią trochę inną rolę, ale też posługują się przestrzenią miejską i na trzecim miejscu są miłośnicy takich spraw, ludzie, którzy z różnych względów potrzebują taki dzwon, są to ludzie czasami zajmujący się zegarami, które potrzebują dzwonu do wybijania kwadransów czy godzin, są to osoby, które zamawiają dzwon na przykład do ogródka.
I każdy może zamówić taki dzwon? Gdybym sobie wymyślił, że chcę mieć taki dzwon, to składam zamówienie, czekam cztery miesiące i jest.
Tak, jak najbardziej. Jednak nie produkujemy takich typowo okazjonalnych rzeczy. Często ludzie nas o nie pytają – nie robimy jakichś malutkich dzwonków, ale rzeczywiście zdarzają się zamówienia dzwonu do ogródka, 20 kg dla męża na 60 urodziny czy coś takiego.
Zdarzają się zamówienia dzwonu do ogródka na 60-te urodziny męża.
A ile kosztuje taki dzwon standardowy?
To się zmienia, bo zależy od ceny miedzi i cyny w danym momencie, wystroju i wielkości dzwonu, to zależy od wielkości tego dzwonu i tak dalej. Można przyjąć, że średniej wielkości dzwon kosztuje 100 złotych netto za kilogram, ale to nie jest coś stałego, bo im więcej ornamentyki, czy większy dzwon, wiele jest czynników, które decydują o finalnej cenie.
Przeglądając tak zwane internety w poszukiwaniu informacji i rozmawiając z moimi znajomymi, którzy wiedzą cokolwiek o dzwonach, to zauważyłem, że ta spuścizna Jana Felczyńskiego jest udziałem kilku firm. Możesz mi wytłumaczyć, o co tu chodzi. Dlaczego jest kilka zakładów, które używają tego nazwiska?
To nie spuścizna Jana Felczyńskiego, tylko tego założyciela, czyli Michała Felczyńskiego. Rzeczywiście w jednej rodzinie byli różni ludwisarze o tym samym nazwisku, którzy na przełomie wieków się poróżnili albo chcieli działać na własną rękę i stąd też wyszło, że są rzeczywiście różne zakłady – to nie podziało się teraz. Można powiedzieć, że każdy zakład prowadzi moja daleka rodzina, natomiast historia sięga początku dziewiętnastego wieku.
A gdybym chciał się nauczyć ludwisarstwa? Nic na ten temat nie wiem albo wiem tyle, ile mi dzisiaj powiedziałeś i chciałbym to robić. Gdzie mogę się nauczyć tego fachu?
Musiałbyś iść na odlewnictwo, bo to byłoby najbliżej i tam pewnych rzeczy byś się dowiedział, ale pewnie z innego odlewnictwa, które totalnie nie jest przydatne w produkcji dzwonów, bo odlewnictwo żeliwa nie ma nic wspólnego z dzwonami. Natomiast tak naprawdę to oczywiście tylko w zakładzie przez praktykę. Po pierwsze trzeba mieć do tego pasję, bo to jest jednak zbiór wielu dziedzin życia, to nie jest tylko ludwisarstwo – to jest właśnie ta muzyka, metalurgia, trochę sztuka i historia – to wszystko jest połączone razem w jedno. Trudno znaleźć takie studia, które tego uczą jako fachu, więc jak najbardziej w zakładzie tylko poprzez praktykę.
Ludwisarstwo to zbiór wielu dziedzin zarówno muzyki, metalurgii, ale i historii.
Piotr, zbliżamy się powoli do końca. Mam jeszcze do ciebie dwa-trzy pytania. Twoja firma ma na koncie największy odlewany dzwon, w twoje dzwony bili prominenci z różnych stron świata, również z Polski, twoje dzwony wiszą w bardzo prestiżowych miejscach i tu się nasuwa pytanie: co dalej? Czy można jeszcze pójść dalej, jeśli chodzi o osiąganie sukcesów w ludwisarstwie, czy już teraz tylko będziesz odcinał kupony?
To jest ciężka praca, nigdy nie odcinamy kuponów. To nie tylko ja, to jest oczywiście zespół ludzi, wielkie zasługi mojego taty, całej grupy, kierowników, wszystkich, którzy na każdym etapie przyczyniają się do tego, ja tylko to w pewnym momencie spalam w całość, koordynuję, natomiast jest to naprawdę bardzo duża praca wszystkich, którzy się przyczynili do tych projektów, chociażby proponując swoje pomysły, jak patynować czy ozdobić dzwon. Współpracowaliśmy z takim znanym krakowskim artystą, jeśli chodzi o dzwon w kościele Mariackim – Ryszardem Bobrowskim – który też się bardzo przyczynił do tego, jak ten dzwon finalnie wygląda. Podkreślam, że to zawsze jest grupa ludzi, których zbieramy i którzy tworzą potem fajne rzeczy. Zawsze patrzę w przyszłość na jakieś nowe wyzwania, nie mówię już o wielkości dzwonów, bo tu już wystarczy, natomiast jest jeszcze wiele pięknych miejsc, w których można by było fajne dzieła zrobić. Chciałbym, żeby carriliony się w Polsce rozwinęły, bo to ma potencjał i coraz więcej ludzi jest tym zainteresowanych, a tych projektów ciągle jest bardzo mało, więc patrzę z jakąś nadzieją w tym kierunku.
A w jakich miejscach wasze dzwony już wiszą?
Masz na myśli kraje? Większość dzwonów eksportujemy. To są takie kraje jak Filipiny, Indie, Rosja, kraje afrykańskie, europejskie: Litwa, Łotwa, Czechy, Słowacja. Teraz robimy już drugi dzwon do Pakistanu. Tam są chyba dwa kościoły, w jednym kościele był zamach bombowy, zginęło wielu ludzi ii oni teraz odbudowują ten kościół, znaleźli nas i robimy dla nich dzwon, to jest wspaniała sprawa, bo naprawdę się cieszą, że mogą to odbudować po takich nieszczęściach. Teraz też chłopaki wrócili z Norwegii, gdzie kończyliśmy projekt. Więc rzeczywiście eksportujemy na cały świat, może trochę mniej do Włoch, bo tam jest dużo ludwisarni, więc niech się biją między sobą może [śmiech], a my patrzymy tak szerzej na inne kraje.
Obecnie większość dzwonów eksportujemy m. in. na Filipiny, do Indii, do Rosji, do Afryki, a nawet Pakistanu.
A myślisz, że to ludwisarstwo przetrwa próbę czasu?
Często spotykam się z artykułami, że to wymarły zawód i tak dalej, natomiast dzisiaj dzwon ma na pewno wartość bardziej symboliczną niż tą funkcyjną. Ludzie mają zegarki, wiedzą kiedy mają na mszę pójść i tak dalej. Jednak on jest ciągle potrzebny jako ten symbol to w kościołach, ludzie ciągle o niego pytają, szczególnie, jak się żegna kogoś, czy są śluby, to jest nieodzowny element, który towarzyszy tym uroczystościom. Ale z drugiej strony coraz więcej widzimy tych zamówień, że dzwon jest zamawiany zamiast pomnika, bo to też jest taki troszkę bardziej żywy pomnik, że on rzeczywiście może uroczystości nadać pewną dostojność, większą niż tylko jakiś surowy odlew, a ten jeszcze wyda piękny dźwięk, który może zainicjować jakieś uroczystości. Nie sądzę, że to jest jakiś wymarły rynek, dalej jesteśmy potrzebni, wiele z dzwonów, że tak nieskromnie nazwę, jest dziełami sztuki, są przepiękne i oprócz tego czystego dźwięku, jeszcze wspaniale wyglądają, jest w nich coś takiego właśnie z dzieł sztuki.
Dziś dzwon ma wartość symboliczną.
Zgadzam się z tym, że jest właśnie jakaś magia i monumentalizm w tych dzwonach, szczególnie jeżeli one są bardzo duże. No i niesamowite jest to, że to są instrumenty długowieczne, że to nie jest coś, co są w stanie zjeść korniki na przykład albo coś, o co trzeba jakoś wyjątkowo dbać i te lata, które sobie biegną, nadają szlachetności brzmieniu tych dzwonów.
Często to jest historia różnych ludzi, różnych sytuacji. Dostajemy takie telefony, że jakiś dziadek, pradziadek kiedyś ufundował dzwon, już nie żyje, ale na dzwonie jest jego nazwisko, historia, coś tam wspomniane, to też jest fajny element tej pracy, że się czasem odkrywa takie naprawdę fajne historie sprzed setek lat i dochodzi się, co się wtedy stało, że ktoś zdecydował się stworzyć takie dzieło.
Często dzwon to historia różnych ludzi i sytuacji.
Piotr, ostatnie pytanie: czym dla ciebie jest muzyka?
To jest coś takiego jak ten nasz ton uderzeniowy, że nie da się tego tak do końca opisać, to jest takie wrażenie, to co mamy w głowie, że jak się to wszystko ładnie łączy, to się nie da tego tak matematycznie zapisać. Jest to pewne piękno. Tak samo z dzwonami, jeżeli one rzeczywiście współgrają i tworzą taki jeden instrument muzyczny, to czasem potrafią ciary przejść i tak samo jest z każdym innym aspektem muzyki, jakakolwiek ona by nie była. Jest w tym taka mistyczność, jeżeli połączy się różne dźwięki w coś, co nie da się opisać naukowo, a wywołuje u człowieka ciary, to jest to magiczne.
Bardzo dziękuję ci za tę rozmowę. Dziękuję za poświęcony czas. Jeśli ktoś chciałby się z tobą skontaktować, to gdzie może cię znaleźć w internecie?
Głównie przez naszego Facebooka, tam są wszystkie dane. Trzeba wpisać Pracownia Ludwisarska Jana Felczyńskiego, jest strona, namiary i kontakty. Zapraszamy oczywiście do zadawania pytań.
Myślę że przybliżyliśmy to, w jaki sposób tworzy się dzwony. Życzę ci samych udanych odlewów.
Dzięki. Odpukać w niemalowane.
I do usłyszenia, do zobaczenia. Trzymaj się. Cześć!
Cześć, wielkie dzięki.
Na stronie muzykalnosci.pl/17 znajdziesz oprócz linków i notatek z dzisiejszego odcinka również kilka plików pdf udostępnionych dla Ciebie dzięki uprzejmości Piotrka i jego pracowni.
Są tam dokładnie opisane tonacje dzwonów, ich budowa, czy nawet zalecenia dotyczące zdobień i ornamentyki.
Jako że to nagranie ukazuje się w grudniu 2019 roku, to podsumowując trochę ten rok, bardzo dziękuję, że jesteś ze mną i słuchasz Muzykalności.
Od 24 czerwca 2019 roku nieprzerwanie co dwa tygodnie zamieszczam nowy odcinek podcastu i już teraz jest to 18 odcinków, czyli prawie 15 godzin poświęconych muzyce i ludziom, którzy są z nią związani. W przyszłym roku w Muzykalnościach szykuję dla Ciebie kilka niespodzianek, które mam nadzieję miło Cię zaskoczą.
Jeśli chcesz się ze mną czymś podzielić, lub masz jakieś pytania, to śmiało napisz do mnie wiadomość na adres [email protected].
A jeśli chcesz być na bieżąco, a jednocześnie pomóc mi docierać z kolejnymi odcinkami Muzykalności do nowych słuchaczy, to zasubskrybuj mój podcast na platformie, na której go słuchasz (Spotify, Apple Podcasts, Youtube, Google Podcasts itd.) lub pobierz za darmo aplikację Muzykalności na smartfon z systemem Android ze sklepu Google Play.
Jeśli słuchasz Muzykalności na iPhonie lub Macu to dodaj swoją recenzję, dzięki czemu więcej osób dowie się o istnieniu tego podcastu.
Możesz też zapisać się na newsletter na stronie muzykalnosci.pl i dzięki temu być zawsze na bieżąco – i do tego rozwiązania NAJBARDZIEJ Cię zachęcam!
Tymczasem dzięki, za wysłuchanie tego odcinka.
Wesołych Świąt i do usłyszenia, już w nowym roku w kolejnym odcinku podcastu Muzykalności.