Być może muzyka, którą prezentujesz publiczności to efekt wielu godzin spędzonych w zaciszu domowego studia lub sali prób?
Może godzinami szlifujesz zagrywki, dopieszczasz aranżację lub ćwiczysz swoją partię na instrumencie z nut, by potem zagrać „kompletne dzieło” publiczności na koncercie, tak jak chciałeś – od pierwszego do ostatniego dźwięku.
Oczywiście bierzesz pod uwagę fakt, że możesz się pomylić, ale przecież ćwiczyłeś ten utwór już setki razy razy i tylko kataklizm może powstrzymać Cię przed zagraniem go do końca.
A co byś powiedział na występ, na którym zagrasz z zespołem ludzi, których poznałeś dopiero wchodząc na scenę?
Publiczność trochę się niecierpliwi, czekając aż wreszcie zaczniecie kolejny utwór.
To co zagracie ustaliliście 30 sekund temu, a instrument, na którym przyszło Ci grać, przeszedł przez dziesiątki, jeśli nie setki rąk i nie wiesz, czy zabrzmi tak, jak jesteś do tego przyzwyczajony.
Nowi koledzy ze sceny liczą na Ciebie, a publiczność liczy na dobrą zabawę.
Czujesz lekkie zdenerwowanie i niepewność tego, co się zaraz wydarzy?
Witamy na jam session!
W rozmowie, którą zamieszczam poniżej, razem z Gniewomirem Tomczykiem rozmawiamy o jam session. Mój gość mówi krótko: „jam session to po prostu otwarta scena” i dodaje, że: „jam session jest świetnym uzupełnieniem do edukacji, szczególnie kiedy ktoś się uczy grać”.
Jednocześnie staramy się wspólnie odpowiedzieć m.in. na pytania:
- Co możesz zrobić przed i w trakcie jam session, żeby było to pozytywnym i rozwijającym doświadczeniem dla Ciebie jako muzyka?
- Co to jest jam session i co możesz zyskać uczestnicząc w nim jako muzyk?
- Dlaczego warto, żebyś dowiedział się choć trochę o standardach jazzowych?
- Jak ocenić, kiedy jesteś gotowy, żeby zagrać na jam session?
- Dlaczego warto ryzykować pomyłkę na jam session?
- Jakie instrumenty mogą grać na jam session?
- Jak wokaliści mogą odnaleźć się na jam session?
- Dlaczego warto słuchać się na scenie (a można się „nie słuchać” ???)?
- Jak poradzić sobie ze stresem, kiedy na widowni jest Twój muzyczny idol?
- Jak udział w jam session może pomóc w rozwoju Twojego zespołu?
Zapraszam Cię do wysłuchania mojej rozmowy z Gniewomirem Tomczykiem.
Bonus
Występował oraz współpracował z wieloma znakomitymi projektami oraz artystami m.in.: Kayah, Kuba Badach, Apostolis Anthimos, Michał Urbaniak, Katarzyna Nosowska, Józef Skrzek, Piotr Żaczek, Schmidt Electric, Komendarek, Ten Typ Mes, Marika, Bovska, Reni Jusis i wielu innych. Występował również z wokalistą zespołu “System Of A Down” – Serj Tankian. Były to koncerty w legendarnej warszawskiej Sali Kongresowej oraz na Stadionie Energa Gdańsk. Endorser sklepu muzycznego Pro Drum oraz firmy Roland.
Na swoim koncie ma wiele tras koncertowych jakie zagrał wraz z zespołem XXANAXX wielokrotnie na terenie całego kraju. Projekt prezentował się na wielu festiwalach, koncertach klubowych czy pokazach przy okazji ważnych wydarzeń artystycznych, m.in. na gali wręczenia nagród muzycznych „Fryderyk” (2017). Obecnie najnowszy album zespołu pt. Gradient, otrzymał nagrodę „Fryderyk” w kategorii „Muzyka Elektroniczna”(2019).
Brał również udział w trasie koncertowej projektu kompozytora oraz producenta muzyki filmowej – Daniela Blooma, promującą płytę artysty pt. Lovely Fear. Podczas koncertów na scenie obok artysty występowali Tomasz Makowiecki, Marsija Loco. Pojawili się również goście specjalni: Mela Koteluk oraz Gaba Kulka.
Za pośrednictwem wydawnictwa muzycznego SJ Records wydał dwa solowe albumy pt. Event Horizon oraz Quality Jazz Live. Produkcja muzyczna w obu albumach należy do Gniewomira, który zrealizował nagrał wraz ze swoim projektem oraz wieloma znakomitymi gośćmi specjalnymi, mi.in. Piotr Schmidt, Maciej Kociński czy Mateusz Damięcki.
Koncertował na prestiżowych festiwalach muzycznych w Polsce i zagranicą, m. in.: Open`er Festival, Orange Warsaw Festival, Spring Break, Audioriver, Męskie Granie, Lato z Radiem, Off Camera, Tauron Nowa Muzyka, Szalone Dni Muzyki, Off Festival, The Great Escape (Brighton), Don’t Panic We’re From Poland (Hamburg), Witamina Jazz, Sandomierz by Jazz, VI Piknik Jazzowy nad Zalewem”. Wielokrotnie występował w mediach m.in. Polskie Radio (m.in.: Muzyczne Studio im. Agnieszki Osieckiej czy Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego), Radio RDC, Telewizja Polska (m.in.: program telewizyjny Pegaz, Świat się Kręci, Halo Polonia czy Kulturalni.pl).
Organizuje oraz prowadzi cykl wydarzeń artystycznych zatytułowany Jazz Session, które odbywają się w warszawskim klubie muzycznym BARdzo Bardzo. Inicjatywa trwa od stycznia 2018 roku. W toku koncertów oraz jam session wystąpili m.in.: Frank McComb wraz z zespołem, Femi Temowo oraz wielu polskich znakomitych artystów. Obecnie w klubie odbyło się ponad 60 koncertów.
Ucząc się, równolegle zdobywał doświadczenie muzyczne biorąc udział w konkursach perkusyjnych oraz występując wielokrotnie na scenie Filharmonii Narodowej. Na swoim koncie ma również nagrania fonograficzne. W toku edukacji nagrał dwie płyty zawierające I, II oraz VII Symfonie znakomitego polskiego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego. Nagrania realizowane były w ramach orkiestry Sinfonia Iuventus pod batutą samego mistrza. Występował m.in. z Simfonia Iuventus, Das Warschauer Symphonie-Orchester, Operą i Filharmonią Podlaską.
Więcej informacji o Gniewomirze znajdziesz na jego stronie internetowej www.gniewomirtomczyk.pl
Przydatne linki
Strona Gniewomira Tomczyka
Gniewomir Tomczyk na FB
Krzysztof Gradziuk
“Bednarska” Zespół Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie
Akademia Muzyczna im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu
XXanaxx
MinT – Martyna Kubicz
Patrycja Zarychta
Jazz Session w klubie “Bardzo Bardzo”
Tomasz Mądzielewski „Żaba”
Charlie Parker
Jojo Mayer | Nerve – NERVE
Hybrydy
Strona Natalii Kukulskiej
Piotr Żaczek
Pat Metheny
Jazz Club Akwarium
Y not festival – Manchester
Michał Dąbrówka
Jack DeJohnette
Cezary Konrad
Utwory, które zostały wymienione w rozmowie:
Autumn Leaves – Chet Baker & Paul Desmond Together
Ella Fitzgerald – Summertime (1968)
Jaco Pastorius – The Chicken
Herbie Hancock – Cantaloupe Island
Transkrypcja
Z tej strony Tomek Glinka, a Ty słuchasz właśnie podcastu Muzykalności.
Zanim przejdę do tematu dzisiejszego odcinka i rozmowy, dziękuję za wszystkie miłe słowa w wiadomościach prywatnych i komentarzach. Poprzedni odcinek, w którym razem z Cezarym Konradem rozmawialiśmy o byciu perkusistą, bardzo Wam się spodobał. Czarek to wrażliwy i doświadczony muzyk – i naprawdę warto, żebyś posłuchał naszej rozmowy, jeśli jeszcze jej nie słuchałeś. Znajdziesz ją pod adresem muzykalności.pl/14.
Dziś z moim gościem rozmawiamy o zjawisku, które emocjonuje wielu muzyków.
Jam session.
I nawet jeśli wykonujesz muzykę klasyczną czy nawet cięższą odmianę heavy metalu lub grasz na instrumencie, który nie kojarzy Ci się z klubowym graniem i improwizacją, to wciąż bardzo warto, żebyś został z nami do końca.
Mój gość udziela wielu praktycznych wskazówek, które na pewno przydadzą Ci się podczas występów. A na dodatek przygotowaliśmy dla Ciebie niespodziankę.
Nie przedłużając, zapraszam Cię do wysłuchania mojej rozmowy z Gniewomirem Tomczykiem.
Uszanowanie Gniewomirze!
Cześć, witam serdecznie wszystkich drogich słuchaczy.
Marcin Odyniec w piątym odcinku mojego podcastu pod tytułem Jak przetrwać sezon weselny wspomniał o tym, że warto rozmowy z gośćmi zaczynać od sucharka, co prawda mówił o gościach weselnych, ale ty jesteś gościem mojego podcastu, więc zacznę od sucharka: czy jak jesteś w sklepie i stoisz przed półką z przetworami, to wybierasz konfiturę, dżem czy powidło?
[Śmiech] Dżem, wiadomo. Temat naszego spotkania to jamy, więc jak najbardziej dżemy, najlepiej od babci.
Nie będziemy dzisiaj rozmawiać o zespole Dżem, nie będziemy też rozmawiać o przetworach, porozmawiamy o jam session. Chciałbym porozmawiać z tobą o tym, jak to wygląda od kuchni. Masz doświadczenie, zarówno jako muzyk, o czym zaraz opowiesz mi i słuchaczom, masz też doświadczenie jako organizator takich wydarzeń, jako rozgrywający, więc będziemy przybliżać kulisy jammowania. Dodam, że przygotowaliśmy taką małą niespodziankę dla słuchaczy, o czym powiem na koniec. Zanim przejdziemy do tak zwanego „mięsa”, to opowiedz trochę o sobie, skąd jesteś, jakie jest twoje doświadczenie, co robisz muzycznie i pozamuzycznie.
Jestem muzykiem, perkusistą. Skończyłem klasykę, pierwszy, drugi licencjat, później spotkałam Krzysztofa Gradziuka, pod namową którego i zainspirowany jego osobą zdawałam na Bednarską, na którą się dostałem, skończyłem później magisterkę w Poznaniu.
Bednarska to jest szkoła w Warszawie.
Tak, teraz znajduje się na ulicy Połczyńskiej. Bednarska to jej potoczna nazwa. nazewnictwo tak i prowadzę swój projekt pod nazwą Gniewomir Tomczyk / Project, gram również w zespole XXANAXX, współpracuję z wokalistką MIN t, również z Patrycją Zarychtą i wieloma innymi wspaniałymi artystami, ale też mam wielką przyjemność, radość i satysfakcję prowadzić cykl koncertów jazzowych oraz właśnie jamów w klubie muzycznym BARdzo bardzo w samym centrum Warszawy na Nowogrodzkiej 11 – zapraszam w każdą niedzielę.
Często pytam moich gości o to, co robią pozamuzycznie. Co ty robisz, jak już nie grasz koncertów, jamów, nie nagrywasz płyt, nie ćwiczysz?
W wolnym czasie ćwiczę, nagrywam, jeżdżę na koncerty, myślę o muzyce, wkurzam się na wszelkiego rodzaju technikalia. Tak szczerze, bez tekstów pod publikę, to w sumie cały mój czas poświęcam i podporządkowuję temu, żeby działać w tym, to co kocham najbardziej, czyli muzie.
To porozmawiajmy o jam session, co to w ogóle jest, skąd to się wzięło, na czym polega?
Jam Session, najkrócej mówiąc, to jest po prostu otwarta scena. To jest czas, kiedy artyści wychodzą na scenę i mogą mieć tę interakcję muzyczną w dowolny sposób.
Jam session to najkrócej mówiąc otwarta scena.
A jaką formuła zwykle ma taki sposób muzykowania?
W jakim sensie?
Jak to wygląda technicznie? Czy to jest koncert i jam session, samo jam session?
To jest bardzo różnie, bo tak naprawdę zależy od pomysłodawcy. Sam jam session, z tego co obserwuję tutaj w kraju, czy też z doświadczeń różnych znajomych z zagranicy, jak również z filmów na serwisie internetowym YouTube widać, że generalnie chodzi o to, że jest zespół rozgrywający, skład, który prowadzi jam i czuwa, żeby w momencie, kiedy zabraknie artystów albo jeszcze niektórzy boją się wyjść na scenę, oni podtrzymują atmosferę i energię na scenie. Jeżeli mówimy o jamach jazzowych, to zawsze z tyłu głowy są standardy, które wszyscy znają, czy to ze szkoły, czy z indywidualnej edukacji. Oczywiście te jamy są różne. Jeżeli mówimy o jamie jazzowym, to na przykład gramy standardy, gramy poprawne formy tych standardów, tak naprawdę na jamie też się uczymy tych form. Granie standardów, czy to dla muzyków jazzowych, czy też nie jazzowych, którzy wykonują muzykę autorską improwizowana, czy też jakąkolwiek inną, jest świetną formą, ponieważ uczą pilnowania tej formy, pomimo jakichś „odlotów” w improwizacjach. Ich forma i budowa są uniwersalne: najpierw gramy temat, po chorusach gramy improwizację, potem znowu temat, czwórki na bębnach albo ósemki, albo cały chorus bębny solo – to jest wszystko tak ustawione, że którego standardu byśmy nie wzięli, to zasada co do jego wykonania jest bardzo podobna. Standardy jazzowe uczą takiej niesamowitej interakcji pomiędzy instrumentami, czego u nas w Polsce niestety nie jesteśmy uczeni w szkołach przez szkolnictwo klasyczne, ponieważ mamy taki sznyt krajowy, że uczymy tak naprawdę muzyki klasycznej samych solistów albo muzyków orkiestrowych, którzy wykonują nuty. Mówię o tej klasyce, ponieważ do tej pory nie mamy zbyt wielu szkół rozrywkowych, jazzowych na poziomie pierwszego czy drugiego stopnia – z tym drugim sobie to się usprawnia, ale jeśli chcemy posłać naszą pociechę do szkoły już od małego, to wchodzi w struktury klasyczne i tam są zespoły kameralne, ale to nie jest to co granie później na jamie właśnie z zespołem rozrywkowym. Jam session tak naprawdę jest świetnym uzupełnieniem do edukacji, czy to indywidualnej, kiedy ktoś się uczy sam, czy też gdy chodzi do do szkoły, bo takich emocji i takich doświadczeń nie zdobędzie w szkolnej klasie.
Czyli jest to uzupełnienie edukacji.
Absolutnie.
Któryś raz z kolei wspominasz o jazzie. To jest tak, że ktoś przychodzi na jam i widzi, że ci wszyscy muzycy jazzowi grają zwykle solówki w jakichś zawrotnych tempach. Czy to jest tak, że jam session jest zarezerwowane tylko dla jazzmenów?
Nie, ale ja też podkreślam tę sferę, ponieważ jestem w niej wychowany i to jest mi najbliższe. Są też jamy funkowe, soulowe. W BARdzo bardzo mój serdeczny kolega Tomasz Mądzielewski organizuje we wtorki jamy soulowe, funkowe, więc tam jest to miejsce dla osób, które chcą troszeczkę zza ucha porimshotować [Rimshot – uderzenie pałką perkusyjną jednocześnie o obręcz i membranę bębna (najczęściej werbla).]
No dobra, czyli nie tylko jazz. Może być blues, rock.
Absolutnie. Rozwinęliśmy temat jamu od strony jazzowej, bo gdzieś to naturalnie wyszło, ale jam to jest po prostu wspólne granie. Można sobie jammować na ulicy, każdy rodzaj muzyki można improwizować. Wspólne jamowanie, nawet w salce na próbie, jest o tyle świetne, bo wtedy mogą powstać rzeczy, które przy planowaniu nie powstaną.
Jamowanie nawet w sali prób jest o tyle świetne, że mogą powstać takie rzeczy, jakie przy planowaniu nie powstaną.
Właściwie można powiedzieć, że jamowanie to takie spotkanie muzyczne, niezależnie od tego, czy robi się to w klubie przed publicznością czy dla siebie.
Jeżeli podchodzimy do tego tematu ogólnie to jak najbardziej, a jeżeli wchodzimy do tematu stricte zawodowo z nutką jazzową, to zawsze gdzieś te jamiki ze standardami są.
A od strony bycia muzykiem, powiedz mi, czemu muzycy tak bardzo się ekscytują jam session?
Bo się ekscytują muzyką, tak naprawdę. Każdy powód do robienia muzy jest świetny z drugiej strony, ale z drugiej strony uważam, że przede wszystkim robimy muzę tylko dlatego, że po prostu kochamy to i czujemy się w tym wolni. Jamowanie to jest tak naprawdę wspólne spędzanie czasu z artystami, z kolegami, z naszymi idolami. To jest taki czas, gdzie następuje pewnego rodzaju weryfikacja, każdy stara się wybrać jak najlepiej, bo jak zagrasz na jamie, tak zagrasz na koncercie. Jeżeli ktoś będzie chciał cię zabrać na giga, na koncert, na zastępstwo czy cokolwiek, to jest to pewna weryfikacja, ale nie jest to do końca taka formuła koncertowa, gdzie publiczność jest nastawiona i oczekuje na konkretny wykon, który będzie wolny od pomyłek, czy nawet konsultacji na scenie, dlatego ta wolna forma jest po prostu bardzo ciekawa i swobodna, możemy wspólnie się tak naprawdę bawić.
Kiedy przychodzę na jam session, to muszę mieć już opanowany jakiś specjalny repertuar i jeżeli tak jest, to gdzie mogę uzyskać taką informację?
Autumn Leaves, Summertime w groove’ie, Chicken i mamy to [śmiech].
Jeszcze Cantaloupe Island. Jest taki żelazny repertuar, który wiadomo, że trzeba znać, żeby pójść na jam session?
Jeżeli idziemy na jam jazzowy, to musimy jakiś poziom mieć. Wychodząc na scenę, trzeba mieć wyczucie, bo jeżeli wchodzimy na scenę jako początkujący artysta, a następnie widzimy, że jednak chłopaki już dobrze grają, to ważna jest świadomość, nie żeby się bać, ale żeby jednak czuć swoje możliwości, żeby nie wyjść na scenę i tak zagrać, że na przykład zespół przestanie grać i wszyscy stwierdzą: dobra, to robimy przerwę. Super, że jesteśmy odważni i bądźmy, ale weryfikujmy adekwatnie do tego, co się w tym momencie dzieje.
Mi jako muzykowi, co może dać jam session, co ja mogę dzięki temu zyskać, żeby się rozwijać jako muzyk?
Wydaje mi się, że w muzyce jazzowej improwizowanej, może nazwijmy to szerzej, jamy są praktycznie jednym z najważniejszych elementów z takiego nabycia relacji, ogrania się ze sobą i interakcji pomiędzy instrumentalistami. Oczywiście można na koncertach wyćwiczyć, ale na koncertach mamy już spinkę, ponieważ ktoś zapłacił za bilety, ktoś dał umowę, ktoś oczekuje, że zagramy tak jak trzeba, że będzie fajnie. Na koncertach raczej nie eksperymentujemy aż tak, że zagram tego feela („feel” – potocznie nazywa się tak wypełnienie przebiegu muzycznego zaimprowizowaną na instrumencie frazą podczas wykonywania utworu, zwykle przy zmianie poszczególnych części w utworze muzycznym) w taki sposób, że nie wiem, co wyjdzie, ale zaryzykuję, raz wyjdzie, raz nie wyjdzie, a jam to jest takie nasze laboratorium, możesz wyjść na scenę i grać cokolwiek, jeżeli coś się wykrzaczy, to ludzie się tylko do siebie uśmiechną. To jest taki tygiel, w którym ćwiczymy to, czego w salce nie wyćwiczymy, bo w salce absolutnie możesz wyćwiczyć rzeczy związane z techniką, z różnego rodzaju rytmami, nutami. Interakcję między muzykami ćwiczymy grając wspólnie, a to najlepiej robić na scenie, bo w salce czujemy się za bezpiecznie, a na jamie jest ta scena. Z jednej strony jest wolność, jeśli się pomylimy, to nic się nie stanie, ale z drugiej strony jest taki dreszczyk, że musimy się weryfikować szybko, bo chcemy jednak dobrze zagrać, więc ta scena powoduje fajny dreszczyk, czego nigdy nie będziemy mieli, grając sami w salce.
W muzyce, szczególnie jazzowej improwizowanej jam session jest jednym z najważniejszych elementów interakcji pomiędzy muzykami.
Dokładnie. Z własnych obserwacji jamowych wiem, że granie na jamie to jest zupełnie inne doświadczenie, bo to nie jest publiczność, która przyszła ciebie posłuchać, tylko publiczność, która przyszła na jam i ty wchodzisz w trochę inną sytuację niż koncert.
Tak, przyszła, mówiąc bardzo ogólnie, na tak zwaną imprezę. Wielokrotnie podczas edukacji na Bednarskiej, czy będąc na jamach, czy chodząc z muzykami do różnych lokali pograć, to nawet jak był Sylwester czy czyjeś urodziny, to zawsze było przemycanie instrumentów i takie wspólne granie gdzie tylko się dało.
A powiedz mi, czy każdy instrumentalista może wziąć udział w jam session? Czy są instrumenty, na których się nie gra na jamach?
Przynajmniej u mnie na Jazz Session w BARdzo bardzo, na które serdecznie państwa zapraszam co niedzielę od 20:00, nie ma takiej reguły, czy jakiś limitów. Miałem raz jam stricte jazzowy, potem stricte funkowy, potem odjechany, a raz zdarzyło się tak, że przyszli jacyś strunowcy – skrzypek z wiolonczelistką – do tego pan, który wziął djembe i stał się jakiś totalny kosmos, więc potrzebna jest po prostu świadomość muzyki i żeby wiedzieć, co zagrać. Nawet jak nie jesteśmy wirtuozami, warto wchodząc na scenę zagrać choćby dwie nuty, ale zagrać je wtedy kiedy trzeba, bo jeżeli wyjdziemy na scenę i powiemy: „teraz to ja gram”, a będzie pitu, pitu, pitu, wyjdzie średnio, to poczujemy, że jest źle, będziemy przeszkadzać sobie i reszcie, a musimy wspólnie żyć.
Wychodząc na scenę na jam session, nawet jeśli nie jesteśmy wirtuozami, ważne, żebyśmy wiedzieli, co chcemy zagrać.
Taki wspólny organizm. Wrócę jeszcze do tych instrumentów. A co z wokalistami i wokalistkami? Czy dla nich też jest miejsce na jam session?
Jak najbardziej. Wokaliści tutaj mają duże pole do popisu, ponieważ jak już są instrumentaliści na scenie, czy to właśnie przy jazzowych standardach, czy bardziej funkowych, soulowych znanych piosenkach, to w tym momencie podchodzi wokalista, zarzuca temat, klawiszowiec sięga w telefon po kwity, perkusiście wystarczy tylko powiedzieć na przykład: medium, bit na trzy. Bardzo fajne jest to, że musimy się łapać i tak naprawdę z niewiadomej stworzyć produkt, który będzie dobry.
Po raz kolejny wchodzi ten temat przypadku. Myślę, że warto podkreślić, że chyba to jest też jedna z głównych idei jam session – właśnie ten element przypadku, na który ty przychodząc, wchodząc na scenę, grając z muzykami, po prostu się godzisz, bierzesz to ryzyko na klatę.
Tak i adekwatnie do tego, co się dzieje na scenie, to my sami, wchodząc na tę scenę, decydujemy się na to ryzyko, ale z drugiej strony jam session, czy w ogóle granie na instrumentach, jest jak rozmowa z innymi ludźmi. W momencie. w którym wchodzimy na jam, to tak jak byśmy wchodzili w środowisko, które znamy albo nie i w którym chcemy o czymś porozmawiać, powiedzieć coś ważnego i tak naprawdę nie wiemy, jak ludzie zareagują, nie wiemy, kto jaki jest, a w graniu zawsze każdy odsłania trochę duszy.
W graniu każdy odsłania trochę duszy.
Ja teraz spróbuję wczuć się w rolę osoby, która na jamie nigdy nie była albo była tylko raz i nie było to jakieś specjalnie miłe doświadczenie. Chciałbym, żebyś się skonfrontował z moimi obawami. Przychodzę na jam session, czy muszę koniecznie wyjść i coś grać?
Nie. Musisz koniecznie poczuć, że chcesz to zrobić, bo robienie czegoś na siłę wiąże się ze stresem, a muzyka absolutnie nie może być stresem. Jednak niektórzy artyści są nad wyraz zestresowani i niepewni swoich umiejętności i tutaj namawiałbym do tego, żeby raczej wychodzić na jam, bo muzycy to nie są nieprzyjemni goście, to raczej są ludzie, którzy są bardzo otwarci, więc w momencie kiedy ktoś wyjdzie i nawet nie zagra nic super, to i tak będzie fajnie, że sobie pograliśmy razem. Opowiem taką anegdotkę, ponieważ słyszałem, że swego czasu jak Charlie Parker wychodził na jamy, to na początku mylił się w formie, źle mu to wychodziło, ludzie go wygwizdywali ze sceny, tylko że on był taką osobowością, że w tamtym momencie powiedział: ja wam jeszcze pokażę. On ćwiczył w domu, wracał i pokazywał, co potrafi. To jest fajny przykład, że warto być mega zdeterminowanym, wiedzieć, czego się chce i pomimo tego, że się wyjdzie raz, drugi na jam i coś nie wyjdzie, to nie należy się załamywać: jestem beznadziejny, idę na prawo, bo mama mi tak sugerowała, a babcia mówiła: idź na normalne studia. Tylko trzeba to planować przez długi okres czasu.
Kolejna taka myśl: stresuję się, że jeśli wyjdę na scenę z nieznajomymi ludźmi, to nie będę w stanie nic zagrać.
No może tak być [śmiech]. Tak jak wspominałem, nikt na jamie wchodząc na wspólną scenę, dzieląc ją, to jest trochę, jak byśmy wchodzili razem na okręt, do wspólnego auta na wspólną podróż, gdzie wszyscy przez chwilę stajemy się bardzo bliscy sobie. Nie spotkałem się z taką sytuacją, że ktoś był dla kogoś innego nieuprzejmy albo celowo grał coś, żeby kogoś podkopać. Na jammie wszyscy stajemy się jedną drużyną, więc nie obawiałbym się tego.
A taka obawa, że zagram słabe solo i inni muzycy będą się ze mnie śmiać albo zostanę wygwizdany?
Tak może być, twoja obawa jest słuszna, ale z drugiej strony po to mamy jakąś wewnętrzną kalkulację, wiemy na co nas stać i z jakimi muzykami idziemy grać. Jeżeli jesteśmy początkujący, to nie idźmy od razu do najlepszych, którzy oczywiście nas nie wygwiżdżą, ale pewnie sobie pomyślą, że słabo nam się gra, bo jest jedno ogniwo, które spowalnia. Należy więc zweryfikować, z kim gramy, jakie mamy umiejętności. Druga sprawa jest taka, że jeżeli zagramy coś poprawnie, to będzie okej, krytyka może się pojawić w momencie, kiedy na przykład wywalimy zespół z jakiejś formy, wtedy jest słabo, ale wiadomo, że jak ktoś jest młody, to mu się wybacza. Jak ktoś jest starszy, to trzeba podporządkować się regułom, które w tym jamie obowiązują. Raz się spotkałem z taką sytuacją na jamie jazzowym, że wokalistka była bardziej popowa i śpiewała jakiś znany temat jazzowy, weszło solo, ona zeszła, w połowie tego sola zaczęła śpiewać swój temat, nadal śpiewała temat, weszło znowu kolejne solo chyba kontrabasu i ona dalej śpiewała to samo albo nawet refren, a wszyscy krzyczeli jej: przestań, teraz jest solo, nie słyszysz?! Bardzo ważnym elementem jest to, żeby się słuchać na scenie, to jest mega ważne. Jakiej muzy byśmy nie grali i nawet jeżeli nie znamy formy, co jest w sumie bardzo częste, czy też utworu, czy też tego, kto jak gra, to słuchajmy, bo jeżeli ktoś nagle zaczyna grać solo, to znaczy, że mamy się się wycofać i zejść do rangi akompaniatora. Jeżeli ktoś gra temat, musimy ten temat i wszystkie struktury, które tam są podkreślić, więc ważne jest słuchanie i orientowanie się.
Mówisz o solówkach i akompaniamencie, szczególnie dotyczy to jazzowych jam session, bo tam najwięcej jest tych solówek, a co, jeżeli ja nie umiem grać solówek, ja się nie czuję jeszcze w tym dobrze, ale potrafię akompaniować, gram na takim instrumencie, który akompaniuje, czy jest też dla mnie miejsce na tym jam session?
Jak najbardziej. W momencie kiedy ktoś kiwnie do ciebie: „graj solo”, ty mówisz: „nie”. To jest wolność i wydaje mi się, że dużo większą zaletą i wartością jest wyjść na jam na scenę, bo może to być na przykład nasze pierwsze wyjście, po to, aby się otrzeć ze sceną, z tym uczuciem, że ludzie na nas patrzą. Bardzo istotne jest to, żeby nauczyć się i zaakceptować to, że skupiamy na sobie uwagę, bo granie solówki i wychodzenie na scenę już nas stawia w takiej sytuacji, gdzie skupiamy na sobie uwagę i to jest już działanie psychiczne, a nie to, że coś umiemy albo nie, bo możemy umieć bardzo dużo, ale w salce sami, a jam session jest takim miejscem do eksperymentowania i jakby punktem przejścia pomiędzy salką a sceną już na koncercie, więc bardzo fajnie zweryfikować nawet te psychiczne rzeczy.
Ważne jest żeby zaakceptować to, że skupiamy na sobie uwagę i to nie ma związku z tym, czy coś umiemy, czy też nie.
A jeśli jestem wokalistą, wokalistką i chcę wyjść na scenę, zaśpiewać coś z tekstem, to jeszcze jest jam session czy już karaoke?
Nie, absolutnie. Jeżeli wychodzisz z tekstem, to tym bardziej świadczy o tobie dobrze, że nie chcesz się pomylić. Wczoraj grałem jam session z przyjaciółmi i okazało się, że bardzo młoda osoba wychodzi, mówi, że chce zagrać piosenkę, która jest standardem, ale takim bardziej już idącym w pop z ładną melodią i zaskoczyła mnie niesamowicie tym, żeby podała mi kwity, oczywiście tam się nic nie zgodziło później, ale chodzi o to, że wysiłek przygotowania się do jamu, do wykonania, jest bardzo fajny. To też buduje profesjonalizm, że nie wchodzimy na scenę z myślą, że dobra, jakoś to wyjdzie, tylko: zróbmy to dobrze. Jeżeli ktoś ma tekst, nuty, czy wokalista idzie na jam i ma swój ulubiony utwór, który ma rozpisany na kontrabas, na fortepian z harmonią, perkusiście zazwyczaj wystarczy dać formę, czy to z kontry czy z perki – to tylko super świadczy o przygotowaniu.
Możemy umieć bardzo dużo – ale sami w sali prób. Jam session jest miejscem do eksperymentowania.
À propos tych kwitów, nut, tekstów, spotkałem się z takimi opiniami, szczególnie jest to popularne, jeśli chodzi o korzystanie i granie z aplikacji, że to trochę zabija tę interakcję między muzykami, bo teraz właściwie możesz wyjść z każdym standardem, po prostu położyć kwity i obaj dobrze wiemy, że sprawny muzyk po prostu ogra te akordy, ale czy to nie jest tak, że wytracamy tę ideę wspólnego grania, bo przestajesz słuchać aż tak bardzo kolegów, bo po prostu skupiasz się na kwitach, żeby to odegrać.
Pytanie, czy jest różnica, czy gramy z ekranu, czy z kartki, bo jeżeli coś jest dla nas skomplikowanego i gramy to pierwszy raz, będziemy się skupiać na swojej partii, żeby ją dobrze wykonać i tak naprawdę to słuchacz będzie miał pełen ogląd, a my będziemy skupieni na swojej partii. Dlatego nie wydaje mi się, żeby były jakaś różnica z korzystania z tabletu, aplikacji, czy kartki – nuty są zapisane w taki sam sposób.
Jam session jest punktem przejścia pomiędzy ćwiczeniem samemu, a sceną już na koncercie.
Czyli nie czujesz, że to wytraca pewnego rodzaju życie, jeśli chodzi o wspólne muzykowanie?
Wiem, że tak, ale z drugiej strony, jeżeli sami przygotujemy nuty, rozpiszemy utwór, sprawdzimy funkcje i tak dalej, nawet jeśli tylko to przepiszemy, to zawsze się więcej czegoś nauczymy, niż gdy tylko patrzymy w ekran.
Kończąc ten temat różnych obaw jest jeszcze jedna, która właściwie przyszła mi do głowy podczas naszej rozmowy. Wyobraź sobie taką sytuację, że jam rozgrywa Jojo Mayer, którego wiem, że bardzo lubisz i miałeś okazję go poznać, no i potem ty masz wejść na ten jam. Często muzycy tak mają, że obawiają się, że na sali jest ich idol albo na scenie rozgrywa ich idol – wyjście na jam po kimś takim jest trudne – co ja mam zagrać?
To jest bardzo ważne pytanie. Chciałem jeszcze wspomnieć o jednej bardzo istotnej sprawie. Wcześniej wspomniałeś o tym, że boimy się weryfikacji, ale ta weryfikacja i tak będzie, w muzie nie ma innej opcji, jak się weryfikować i też nie ma innej opcji, jak to, że komuś podpasujesz, a komuś innemu nie, więc na wstępie pogódźmy się z tym, że ktoś nas nie lubi, ktoś nas skrytykuje i to że ktoś nas polubi – wyjdźmy na scenę i róbmy swoje. Musimy być zdeterminowani i skupieni na tym, co chcemy zrobić i pogodzić się z tym, że jest lewa i prawa strona. To się ładnie łączy z twoim pytaniem. Miałem ogromną przyjemność zagrać jako support przed Jojo Mayerem w Hybrydach w zeszłym roku ze swoim projektem, nigdy nie marzyłem nawet o tym, żeby być z nim na jednej scenie i tym bardziej, żeby rozkładać swoje bębny pół metra od jego gratów, i powiem szczerze, że na początku, jak rozkładałem graty koło mojego mega idola byłem sparaliżowany tą sytuacją, że to jest tak wielkie, że myślałem przede wszystkim o tym, a nie o swoim graniu. Gdy wchodziłem na scenę, przyszło uczucie, że strasznie chcę zagrać. Kiedy mamy jakiegoś idola, to żyjemy jego wyobrażeniem, które tworzy nam jego obraz, a w momencie kiedy go poznajemy w garderobie: je to co my, pije to co my, idzie do tej samej toalety, idzie zapalić fajkę, nagle to jest normalny gość, którego poznajesz od nowa. Powiem szczerze, że to spotkanie było dla mnie osobiście mega fajne, bo ten stres, nawet nie przed weryfikacją, bo przecież wszystko mieliśmy wyćwiczone, tylko chodzi o to, żeby robić swoje. Wtedy zrozumiałem, że Jojo od dziecka absolutnie był dla mnie takim dźwigiem, ale w momencie, gdy go poznałem, to pewien etap się skończył i stał się jedną z osób, które mnie inspirują, ale nie są moim życiem. Stał się dla mnie trochę znajomym z pracy, który oczywiście jest dużo dalej, ale jest to osoba, która robi swoje, nie przejmuje się innymi ludźmi. Ja też będąc na początku drogi robię swoje i to jest mega fajne, że możemy zweryfikować już nie swoje umiejętności, ale swoją wizję muzyki. Wiedząc, że wizja każdego, jeżeli jest szczera, to jest dobra, to nie mówimy w tym momencie o czymś lepszym czy gorszym.
Zawsze Ty i Twoja muzyka komuś podpasujecie, a komuś innemu nie.
Tak, zgadzam się z tobą i dodam jeszcze, z tymi idolami to jest tak, że chyba najlepiej jest odczarować tę obawę, która może się pojawić również na jam session, jeżeli kogoś takiego spotkamy, czy przyjdzie nam razem zagrać na jednej scenie, żeby prostu jak najszybciej się z tym człowiekiem poznać, bo okazuje się to, o czym powiedziałeś, że to jest normalny człowiek, z którym normalnie można pogadać, ma podobne problemy, może jest trochę na innym etapie wykonawczym, ale trudno się też porównywać, jeżeli my jesteśmy tutaj, a on jest tam – może jest starszy, może miał inne doświadczenia, ciężko przykładać tę samą miarę.
Jasne, że tak, trudno się porównywać do geniusza, możemy tylko od niego czerpać. Zapytałeś o to, co zrobić kiedy na scenie czy publiczności jest nasz idol albo osoba, której obecnością się stresujemy, która jest nas ważna. Wtedy wśród publiczności było ze 100 perkusistów, wiadomo, kto przychodzi na Jojo, do tego był Dąbrówka i Natalia Kukulska, których poznałem i z którymi się przywitałem przed koncertem i wychodząc na scenę, w głowie wiruje ci mikser, wszyscy cię słuchają i grając z ten koncert, wiedziałem, że każdy z perkusistów patrzy na każdy ruch mojej pałki. Przez pierwsze sekundy miałem taką myśl: „Jezu, co ja tu robię”, ale uświadomiłem sobie, że to nie jest istotne, trzeba robić swoje. Więc absolutnie, kto by was nie nie słuchał, czy z kim byście nie grali, to bądźcie sobą, bo będąc sobą jesteście najszczersi, prawdziwi, a tylko prawda zwycięży [śmiech].
Na wstępie pogódźmy się, że ktoś nas nie lubi, że ktoś nas skrytykuje.
Amen
Jeżeli chcemy kogoś udać, na przykład na jamie kolega przed nami super grał przejściówki, a my na przykład bardziej lubimy grać groove’y, to nie idźmy na tę scenę i nie próbujmy go naśladować, tylko zagrajmy z siebie. Wiem, że jest taka pokusa, że ktoś fajnie zagrał i ja teraz muszę mu dorównać, ale bądź sobą, bo wtedy cię nigdy nie doścignie.
Jeżeli będziesz sobą na scenie, to wtedy nikt Cię nie doścignie.
To byłoby bardzo pięknie spuentowanie naszej rozmowy…
Dziękuję bardzo.
… ale jeszcze nie kończymy. Chciałbym jeszcze kilka kwestii poruszyć z tobą. Porozmawiajmy o Jazz Session, których jesteś organizatorem. Co to jest? Gdzie odbywają się te wydarzenia? Na czym to polega?
Jazz session to cotygodniowe spotkania, sesje z muzyką jazzową, autorską, improwizowana, które odbywają się w klubie muzycznym BARdzo bardzo w samym centrum miasta, na ulicy Nowogrodzkiej 11 o godzinie dwudziestej. Jazz Session składa się z trzech części. Ideą naszych spotkań i takim ich hasłem, sloganem jest: porozmawiaj z artystą, posłuchaj jak gra i zagraj wraz z nim. Te trzy etapy bezpośrednio są odzwierciedleniem struktury naszych spotkań, ponieważ mamy właśnie trzy etapy: jest to rozmowa, którą przeprowadzam z artystą na scenie, co też jest bardzo ciekawym zjawiskiem, bo często artyści stresują się taką rozmowę i są w takiej sytuacji po raz pierwszy. Fajnie jest porozmawiać z artystami o ich muzyce. Widzę, że to ich stawia w takiej sytuacji niecodziennej i też odkrywają w sobie pewne rzeczy, których na co dzień nie muszą przekazywać, ale widzowie, czy też muzycy, którzy później chcą posłuchać, czy zagrać z nimi, dostają to, co jest najważniejsze, czyli człowieka, a nie kogoś za instrumentem. Ta rozmowa jest bardzo ciekawa i jej charakter zależy od gościa, później mamy koncert, czyli możemy posłuchać, jak ta osoba gra swój materiał, a na sam koniec gramy jam session, czyli mamy taką możliwość, aby wspólnie zagrać.
Super. Ja jeszcze nie byłem, ale powiedz, który to jest z kolei Jazz Session?
Żeby nie skłamać, bo tak z głowy nie pamiętam, ale ostatnio odbyła się sześćdziesiąta piąta sesja, którą zorganizowałem.
To serdecznie zapraszamy, ja też obiecuję, że się wreszcie wybiorę. Zanim się pożegnamy, to pomyślałem że, przygotuję taką niespodziankę dla słuchaczy podcastu Muzykalności i chciałbym tę niespodziankę skonfrontować z tobą.
Dyktando rytmiczne.
Nie tym razem. Postanowiłem, żeby wspólnie jako podsumowanie zebrać, to co trzeba zrobić przed i w trakcie, by to jam session przebiegło jak miłe doświadczenie i przygotowałem „10 przykazań udanego jam session” i chciałem to z tobą skonfrontować. Może coś dodamy, może to rozbudujemy. No to jedziemy!
1. Choć jam session sprawia wrażenie spontanicznego wydarzenia, to każdy z muzyków, nawet największy wirtuoz, musiał się wcześniej choć trochę przygotować, nie ominie to i ciebie.
Amen.
Zaliczone?
Tak.
2. Dowiedz się wcześniej, czy organizator udostępnia listę utworów tzw. setlistę lub czy jam session ma jakiś temat przewodni na przykład piosenki Whitney Houston albo Krzysztofa Krawczyka.
Racja. Krzysztof Krawczyk spowodował, że się zamyśliłem, ale już możemy przejść dalej.
Okej.
3. Wybierz maksymalnie dwa-trzy utwory, które zagrasz, zaśpiewasz, zapamiętaj progresję akordów, tekst i naucz się charakterystycznych zagrywek, które w oryginalnym utworze realizuje twój instrument na przykład charakterystyczna linia basu, gitary lub saksofonu.
Tak, jak najbardziej, jeżeli jesteśmy początkującymi kadetami sztuki, to absolutnie nauczmy się na blachę jednego utworu, wyjdźmy i zagrajmy go dobrze, bo abstrahując od pozytywnego odbioru na scenie, to sami dla siebie ten pierwszy raz zapamiętamy jako udany i to jest bardzo ważne, żeby nasze ciało, nasza głowa zapamiętała to jako coś fajnego, a zawsze będzie dobrze, jeśli będziemy przygotowani. Kiedyś powiedział jeden z profesorów na Bednarskiej, że nasze frustracje i lęki wynikają bardzo często z tego, że czegoś do końca nie umiemy, więc nie ma co się bać, tylko ćwiczyć.
Nasze frustracje i lęki wynikają często z tego, że czegoś do końca nie umiemy zagrać.
4. Na dobrym jam session organizator zapewnia podstawowy sprzęt, jak wzmacniacze do gitar i basu, nagłośnienie dla wokali i pozostałych instrumentów, zestaw perkusyjny czy klawisze, lepiej jednak, jak weźmiesz ze sobą swój instrument, szczególnie, jeśli grasz na przykład na harfie lub akordeonie, bo może się okazać, że nie będziesz miał od kogo pożyczyć instrumentu już na miejscu.
Na harfie? Harfy jeszcze na jam session nie spotkałem. To prawda, że instrumenty są na miejscu, zazwyczaj te, które wchodzą w sekcję rytmiczną, czyli piano, piec do basu, bębny, może piec do gitary. Bardzo oczekiwane jest to, że na przykład trębacze, skrzypkowie, saksofoniści, czy też inni solowi instrumentaliści, wezmą swoje instrumenty ze sobą, bo na miejscu nie pożycza się trąbek ze względów higienicznych. Ale z drugiej strony granie tylko na swoim na przykład zestawie perkusyjnym wprowadza nas w pewien komfort, a w momencie kiedy gramy na czymkolwiek, co zastaniemy w klubie, to też jest mega rozwijające, ponieważ nagle musimy się odnieść do pewnych rzeczy, na które byśmy nie wpadli, bo ten zestaw na przykład nie ma tomów albo ma tomy, a my w ćwiczeniówce ćwiczymy tylko na przykład na werblu, stopie i hi-hatcie. Mega fajne jest to, że brzmienie tego instrumentu, które będzie inne, pociągnie nas w zupełnie inną stronę, a może też będzie ten instrument niewygodny, bo stopka będzie na przykład źle pracowała, bo na takich jamach nie ma zazwyczaj super sprzętu, tylko taki, który jest eksploatowany dużo bardziej niż nasz prywatny i to jest świetne, żeby się z tym ograć, żeby potrafić na każdym instrumencie uzyskać swoje brzmienie.
Granie na instrumencie, który zastaniemy na jam session, jest rozwijające, ponieważ nagle musimy się odnaleźć w zupełnie nowej sytuacji.
Z własnego doświadczenia pamiętam taką historię, przed nagraniem rozmawialiśmy o Piotrku Żaczku i pamiętam warsztaty z nim w Częstochowie.
Pozdrawiamy go serdecznie.
Jak najbardziej pozdrawiamy. To było ładnych kilka lat temu i pamiętam, że po tych warsztatach było jam session, ja jestem basistą i pamiętam, że tam na scenie była gitara basowa, a ja nie miałem akurat swojej gitary, wszyscy stwierdzili, że zagramy na tym, co zapewnia organizator i to był nie taki bardzo stary, ale totalnie zajechany Cort, struny leżały na gryfie, właściwie nie dało się na tym grać. Dowiedziałem się tego później, jak już wyszedłem na scenę i zagrałem, ale właśnie wspomniany Piotrek Żaczek wszedł na scenę, wziął gitarę do ręki, nastroił ją, coś tam pokręcił, zagrał i wszystko się zgadzało.
I brzmiał jak Piotr Żaczek.
To ważne, żeby na każdym instrumencie, nawet najgorszym uzyskać swoje brzmienie.
Dokładnie.
Też była taka historia, jak Pat Metheny grał chyba z DeJohnettem chyba w dawnym Akwarium. Ja byłem za mały, żeby być na tym jamie, ale ktoś ze starszych znajomych wspominał, że wyszedł Jack i musiał zagrać na jakimś strasznie rozklekotanym zestawie, to był dramat, ale on zagrał i brzmiał po prostu jak on – to jest prawdziwe mistrzostwo. Ja mam taką śmieszną historię, jeśli chodzi o graty. Z MIN t mieliśmy przyjemność zagrać na festiwalu Y Not pod Manchesterem chyba 2 lata temu. Mieliśmy lot z Warszawy do Brukseli, tam była kilkugodzinna przerwa na zwiedzanie miasta, a potem lot do Manchesteru. Na miejscu okazało się, że nie mamy noclegu, mamy spać w namiotach, a my namiotów nie mamy, było strasznie zimno, błoto. Organizatorka wzięła nas do marketu, kupowałem na potęgę jakieś skarpetki i inne rzeczy, żeby jakoś tam przeżyć. Godzinę jechaliśmy na miejsce, a tam dramat, jeśli chodzi o warunki pogodowe, wszędzie błoto, za to atmosfera super, bardzo fajne miejsce i festiwal. Podjeżdżamy na miejsce i okazuje się, że za chwilę już wchodzimy na scenę, a my jesteśmy głową gdzieś w kosmosie, po tych wszystkich lotach i podróży. Po tym wszystkim wchodzimy na scenę, musimy się rozstawić w kilka minut, a przy elektronice jaką mamy z MIN t, to jest nierealne, ale trzeba było to zrobić ekspresowo. Skutkiem tego, ja musiałam swój zestaw, który był na miejscu, przygotować w sekundę i był bardzo niewygodny, a jeszcze okazało się, że w pierwszym numerze pękła mi maszynka od hi-hatu. Hi-hat miałem cały czas zamknięty, był rozklekotany, praktycznie jakbym go nie miał, a w tych numerach akurat był bardzo używany, więc błyskawicznie trzeba było zmienić koncepcję grania na wszystkie utwory i to ze świadomością, że nie grasz sobie w Warszawie na jamie, tylko przeleciałeś pół Europy, żeby zagrać tych pięć numerów, bo to był show case, i pokazać się z jak najlepszej strony, a właśnie pękł ci hi-hat. Jamy są mega fajne, że możesz oswoić się z takimi sytuacjami losowymi i po pewnym czasie one coraz mniej cię zaskakują.
Wracamy do naszych dziesięciu przykazań.
5. Przed rozpoczęciem utworu upewnij się, w jakiej tonacji wszyscy będziecie grać, w czasach internetu hasło „gramy w oryginale” może spowodować, że każdy muzyk zna na inny oryginał.
Oczywiście, dotyczy to wszystkich poza perkusistą [śmiech]. Na szczęście.
Ale przyznasz, że jeśli chodzi o to granie w oryginale, to czasem są różne wykonania perkusyjne.
Jasne, że tak. Dobrze, jeśli perkusista ma podstawową świadomość harmonii, ponieważ nie znając struktur utworu może posiłkować się zmianami harmonicznymi i napięciami w utworze i wtedy może je podkreślać – a to też jest bardzo fajne.
A o tym możesz więcej posłuchać w poprzednim odcinku podcastu Muzykalności, w którym gościem był Cezary Konrad.
6. Jeśli nie czujesz się pewny, co do tego, co zagrają inni muzycy podczas twojego wejścia, to dobrym rozwiązaniem jest, żebyś przyszedł na jam session z zespołem, w którym grasz. Możecie wtedy umówić się, że wykonacie utwór, który już wcześniej graliście razem.
Jasne. To jest bardzo fajny pomysł. Często spotykam się z tym, że początkujące zespoły ćwiczą pewne utwory w salce, potem takim najlepszym miejscem weryfikacji jest właśnie scena na jam session, wtedy mogą wyjść i sobie sprawdzić, czy te rozwiązania, które sobie zaaranżowali w salce, działają tak samo przy publiczności.
7. Nie broń sceny niczym naziści Wybrzeża Normandii w 1944 roku. Pamiętaj, że na widowni są inni muzycy, którzy też mogą chcieć coś zagrać lub zaśpiewać. Zagraj dwa-trzy utwory i zrób miejsce innym.
Tak, jasne. Nie przychodzimy tutaj, żeby zagrać koncert, tylko po to, żeby wspólnie się bawić, więc zagrajmy tyle, ile trzeba. Z drugiej strony bądźmy koleżeńscy, bo jeżeli ktoś chce bardzo zagrać, a ty już chcesz wychodzić, to ten jeden utwór bym zagrał, jeżeli nie ma kogoś na zastępstwo.
8. Słuchaj innych muzyków na scenie, bądź czujny jak ważka, gracie razem i w tym momencie stanowicie zespół. Czasem może się okazać, że ktoś zaproponuje inny rytm lub nawet zmianę tonacji, więc warto być na to przygotowanym.
Absolutnie tak.
9. Jeśli zdarzy się, że pomylisz się podczas grania, to po prostu odpuść na moment, posłuchaj, gdzie jest reszta zespołu, jak już znajdziesz kontekst, to spróbuj zagrać jeszcze raz to, co zamierzałeś lub uprość zagrywkę.
Ćwiczenie jest bardzo ważne, czy to w salce, czy na scenie, ale ćwiczenie pomyłek to jest coś niesłychanie ważnego. Nawet w salce ćwiczymy tak, żeby się wykrzaczyć i później wrócić do tego, więc te błędy są tak naprawdę dla nas zbawienne.
Ćwiczenie pomyłek jest czymś niesłychanie ważnym.
Warto też sobie robić nawet takie małe jam session, na przykład posadzić kogoś znajomego, żeby posłuchał, jak grasz.
Tak, żeby właśnie skupiać na sobie uwagę, to jest zupełnie co innego, niż kiedy siedzimy sami salce. Gdy przyjdzie nasz znajomy i zaczyna nas na przykład nagrywać telefonem, to już jest dramat, inna sytuacja. Sami też możemy sobie tak robić, ja na przykład ustawiam sobie kamerkę, żeby wprowadzić się w ten lekki stan weryfikacji, poczucia, że ktoś mnie obserwuje. Nagrywam dla samego siebie i to już wzbudza takie emocje, że musi mi wyjść, bo się nagrywam, więc to też jest bardzo fajne, żeby taki mikrostresik wprowadzać.
10. Pamiętaj, jam session to nie miejsce na naśmiewanie się z kogokolwiek lub wytykanie błędów. Taki jam to nie jam.
Bez sensu jest, żeby się z kogoś naśmiewać, wiadomo, że ludzie są różni, dlatego też nie dawajmy im do tego powodu. Wspominam to, o czym rozmawialiśmy wcześniej, pokazujmy to, co umiemy. Nie przejmujmy się podśmiechujkami, ale nie dawajmy do nich powodu.
Dziesięć przykazań udanego jam session dostaniecie w PDF-ie na stronie muzykalnosci.pl/15. Zanim jeszcze zakończymy naszą rozmowę, chciałem się zapytać Gniewomir: czym dla ciebie jest muzyka?
Pytasz gościa, który nie robi nic innego. To jest po prostu mega wolność. Mam wrażenie, robiąc płytę, bo teraz będę właśnie kończy swój trzeci album, który wyjdzie w przyszłym roku. Jesienią będzie teledysk, zapraszam serdecznie na mój fanpage Gniewomir Tomczyk Music na Facebooku i na YouTubie pod taką samą nazwą. Tam będą nowości. Tak naprawdę non stop zajmuję się muzyką, organizując koncerty, wyjazdy, będąc w „wynajmowanym” artystą, muzykiem sesyjnym do innych bandów. Wchodzę we wrażliwość innych ludzi, bo jeśli wchodzę w czyjś autorski materiał, w jego wnętrze, więc mogę go poznać i siebie tym wzbogacić. Jest to po prostu non stop super przygoda, codziennie spotyka mnie coś innego, to jest całe moje życie i innego bym nie chciał mieć.
Jeżeli wchodzimy w czyjś autorski materiał, to wchodzimy we wnętrze tej osoby, możemy ją poznać i siebie tym wzbogacić.
Nie zapytam już, gdzie cię znaleźć, bo już o tym powiedziałeś.
Wybacz.
Ubiegłeś moje pytanie. Zalinkujemy do tych wszystkich informacji w opisie do tego odcinka. Bardzo ci dziękuję za spotkanie, mam nadzieję, że do zobaczenie na jazz session, na jam session. Życzę ci, żeby to muzykowanie, które jest głównym elementem twojego życia, cały czas cię napędzało.
To jest tak naprawdę życie, więc żyjmy, róbmy fajne rzeczy. Bardzo dziękuję za to zaproszenie. Wydaje mi się, że właśnie taki podcast, który opowiada o fajnych, o ważnych rzeczach, o których może czasami nawet sami nie pomyślimy, jest czymś bardzo potrzebnym i dobrze, że coś takiego jest .
Bardzo miło mi to słyszeć. Dzięki wielkie, trzymaj się, cześć!
Dziękuję i pozdrawiam.
Na koniec przypomnę jeszcze, że PDF z „10 przykazaniami udanego jam session” możesz pobrać ze strony muzykalnosci.pl/15, jednocześnie jest mi niezmiernie miło, ponieważ w iTunes pojawiła się pierwsza, słowna recenzja mojego podcastu.
Napisał ją TomHan1903, cytuję:
„Tego u nas brakowało! Brawa i życzę powodzenia w tworzeniu nowych podcastów”.
Bardzo dziękuję! I jak najbardziej mam taki zamiar.
Jeśli chcesz usłyszeć moje podziękowania dla Ciebie tu w podcaście, to proszę dodaj swoją słowną recenzję w aplikacji Podcasty na iphonie lub w iTunes.
Najlepiej zrób to teraz, bo potem zapomnisz – wiem to z autopsji, bo też słucham podcastów. 🙂
Dla tych, którzy pytają, kiedy ukaże się następny odcinek, przypominam, że kolejne odcinki podcastu Muzykalności ukazują się co DWA TYGODNIE w czwartek.
Jeśli chcesz być na bieżąco, to subskrybuj mój podcast na platformie, na której go słuchasz (Spotify, Apple Podcasts, Youtube, Google Podcasts) lub pobierz za darmo aplikację Muzykalności na smartfon z systemem Android ze sklepu Google Play.
Możesz też zapisać się na newsletter na stronie muzykalnosci.pl i dzięki temu być zawsze na bieżąco – i do tego rozwiązania NAJBARDZIEJ Cię zachęcam!