Muzyka i muzycy towarzyszą od zawsze ważnym wydarzeniom w życiu innych ludzi.
Są to najczęściej chwile radosne, uroczyste, wymagające skupienia, ale nierzadko i te… smutne.
W piątym odcinku Muzykalności rozmawiałem z Marcinem Odyńcem na temat oprawy muzycznej uroczystości, która jest traktowana przez wiele osób jako ta najważniejsza, czyli wesela (możesz posłuchać go tu: Jak przetrwać sezon weselny”).
W dzisiejszym odcinku postanowiłem porozmawiać z człowiekiem, który, jak sam określa towarzyszy” podczas uroczystości, która jest również jedną z najważniejszych w życiu każdego człowieka, czyli podczas pogrzebu.
Śmierć i cierpienie jest tematem mało wygodnym w naszej kulturze, a chwalenie się oprawą muzyczną ceremonii pogrzebowych to coś, co nie zrobi z Ciebie raczej gwiazdy Instagrama czy Facebooka.
Jednak muzyka na pogrzebie była, jest i raczej długo jeszcze będzie obecna, a muzycy, którzy pomagają wyrazić swoim talentem emocje, które ciężko ująć w słowa, są integralną częścią naszej muzycznej społeczności”.

W dzisiejszym odcinku podcastu Muzykalności mam przyjemność porozmawiać z Andrzejem Molendą, który jako trębacz na pogrzebach towarzyszy swoim klientom aż do końca ich ziemskiej wędrówki.
Czasem nawet będąc jedyną osobą obecną podczas tego pożegnania.

Z odcinka dowiesz się:

  1. Jaka jest rola muzyka i muzyki podczas ceremonii pogrzebowej.
  2. Czy trąbka lub skrzypce na pogrzebie to jedyne instrumenty, jakie nadaje się do takiego charakteru pracy.
  3. Jakie trudności możesz spotkać, grając podczas ceremonii pogrzebowej i jak sobie z nimi poradzić.
  4. Jak i gdzie nauczyć się ceremoniału pogrzebowego i czego potrzebujesz by go opanować jako muzyk .
  5. Co jest warunkiem grania na pogrzebach dla muzyka.
  6. Gdzie znaleźć zlecenia oprawy muzycznej pogrzebu jeśli nie masz układów ze św. Piotrem 😇.
  7. Jak przygotować się do oprawy muzycznej pogrzebu innego niż katolicki.

Andrzej Molenda – absolwent Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Ukończył Wydział Dyrygentury Chóralnej, Edukacji Muzycznej, Muzyki Kościelnej, Rytmiki i Tańca, specjalność: Dyrygentura Chóralna, dyrygowanie: prof. M. Nowakowski, prof. dr hab. K. Sokołowska. Absolwent Instytutu Szkolenia Organistów w Warszawie, w klasie organów Tomasza Kalisza, organisty tytularnego Kościoła Najświętszego Zbawiciela w Warszawie.
Muzyk z wieloletnim doświadczeniem, także dydaktycznym, które zdobywał szkoląc się pod kierunkiem światowej sławy artystów.
Trąbka: prof. Paul Beniston (London Philharmonic Orchestra), Gabor Boldoczki (Węgry), prof. Jose Chafer Mompo (Hiszpania), prof. Richard Stoelzel (USA), Matthias Kamps (Niemcy), Pierre Dutot (Francja), Wacław Mulak (Polska), Rex Richardson (USA), Jason Bergman (USA), Dominque Bodart (Belgia).
Organy: prof. Ludger Lohmann, prof. Olivier Latry (organista tytularny Katedry Notre-Dame w Paryżu), prof. Guy Bovet (Szwajcaria).
Członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Studiów Śpiewu Gregoriańskiego AISCGre – sekcja polska, a swoje umiejętności w tej dziedzinie doskonalił pod kierunkiem ks. dr Mariusza Białkowskiego (Akademia Muzyczna w Poznaniu, Wydział Teologiczny UAM), dr Janki Bednarikovej (Uniwersytet Katolicki w Rużomberoku), o. mgr Radosława M. Tomczaka OFM Conv., s. dr. hab Susi Ferfoglii (prof. UPJPII) i Raimunda Pereiry Martineza (Cappella Musicale Pontificia „Sistina” Watykan).
Nieustająco podnosi swoje kwalifikacje, biorąc czynny udział w warsztatach, kursach, szkoleniach i konferencjach. Miłośnik jazzu. Pasjonuje się muzyką poważną. Współpracuje z wieloma muzykami, reprezentującymi różnorodne style i gatunki.
Prowadzi działalność dydaktyczną i artystyczną w szerokich kręgach kultury, popularyzując tym samym muzykę na profesjonalnym poziomie.
Jest założycielem i dyrygentem Chóru Castitudo, działającego przy Parafii św. Tomasza Apostoła w Warszawie, gdzie pełni posługę organisty.

Od 2016 roku jest również Mistrzem Ceremonii Świeckiej (pogrzebowej).

Przydatne linki

Linki do stron i osób wymienionych w tym odcinku:

Strona Andrzeja Molendy (strona zawiera linki do utworów, które w rozmowie wymienia Andrzej)
Parafia św. Tomasza
Chór Castitudo (strona na Facebooku)
“Pocket” trąbka

Transkrypcja

To jest podcast Muzykalności, odcinek trzynasty. Przygotowując się do nagrania tego odcinka, zapytałem moich znajomych muzyków, którzy grywają na pogrzebach o to, co najbardziej denerwuje ich w tej pracy. Dostałem sporo odpowiedzi, które się powtarzały, jak: nieznajomość ceremoniału przez rodzinę, a nawet czasem samych duchownych, czy wątpliwe estetycznie życzenia klientów, jeśli chodzi o repertuar. Jednak jedna odpowiedź zdecydowanie najbardziej mnie zaskoczyła. Otóż mój kolega przyznał, że najbardziej nie lubi, kiedy jeden z grabarzy nie przyjdzie na pogrzeb, a on, oprócz grania na trąbce, musi pomagać nosić trumnę ze zmarłym. Dzisiejszy odcinek jednak będzie trochę bardziej refleksyjny, może mniej żartobliwy. Nie zmienia to jednak faktu, że dowiesz się z niego między innymi: jaka jest rola muzyki i muzyka na pogrzebie, z jakimi trudnościami możesz spotkać się, wykonując oprawę muzyczną ceremonii pogrzebowych, ale także, który z cmentarzy brzmi najlepiej – przynajmniej dla trębacza. Na te i wiele innych pytań odpowie w najbardziej jak dotąd emocjonalnym odcinku mojego podcastu mój gość, który od wielu lat jako muzyk towarzyszy zmarłym na ich ostatniej ziemskiej prostej: Andrzej Molenda.

 

Uszanowanie Andrzeju.

Witam, cześć!

O jaki utwór najczęściej proszę cię twoi klienci?

Najczęściej jest to CiszaIl silenzio. Jest to utwór, który jest najczęściej związany z uroczystościami, którym towarzyszę.

Gdy przychodzi do ciebie klient i prosi o tę Ciszę, to on już wie, że ten utwór powinien zabrzmieć na tej ceremonii, czy ty musisz go uświadomić o tym?

To jest bardzo różnie. Po pierwsze rzeczywiście większości ludzi, którzy żegnają swoich bliskich, Cisza kojarzy się z pogrzebem, ale to jest trochę tak jak z marszem Mendelssohna na ślubie, dla jednych ślub bez niego nie istnieje, a są tacy, którzy nie chcą go z założenia. Tak samo jest z Ciszą, chociaż część ludzi w ogóle nie wie, co by chcieli – chcieliby na przykład trąbkę albo jakąś muzykę. Natomiast Cisza jest najbezpieczniejszym utworem, ponieważ większość pogrzebów u nas w Polsce to są pogrzeby katolickie i mając świadomość tego, również jako organista, staram się nie grać utworów muzyki rozrywkowej bezpośrednio po liturgii, która się odbywa na cmentarzu, tylko czymś ją oddzielić, bo wiadomo, że w czasie mszy nie możemy sobie pozwolić na pewne rzeczy, bo liturgia rządzi się swoimi prawami, natomiast już na cmentarzu możemy zagrać prawie wszystko. Czasem rzeczywiście są dziwne życzenia,natomiast jeśli chodzi o Ciszę to jest najbezpieczniejszy utwór, który oddziela liturgię od pozostałej muzyki, która jest potem grana na życzenie.

I tą odpowiedzią moglibyśmy już ten podcast zakończyć. Dziękujemy Państwu [śmiech], ale jednak spróbujemy jeszcze trochę rozwinąć temat, ponieważ już za kilka dni, ten odcinek ukaże się 24 października, zbliża się czas, kiedy może będziemy bardziej wspominać naszych bliskich, którzy odeszli. Chciałbym z tobą porozmawiać o oprawie muzycznej ceremonii pogrzebowych. Po pierwsze chciałbym, żebyś opowiedział, jak ta praca wygląda w praktyce, jak realizujesz zlecenia, z jakimi problemami się spotykasz, pracując z klientami. A z drugiej strony chciałbym, żebyś opowiedział trochę osobom, które może chciałyby spróbować tej pracy, robiły to albo robią to okazjonalnie, na co zwrócić uwagę w takiej pracy, gdzie można się nauczyć całej ceremonii, w jaki sposób rozpocząć pracę przy oprawie ceremonii pogrzebowych i jak najprościej znaleźć zlecenia tak, żeby nie była to tylko poczta pantoflowa, tak jest z mojego doświadczenia, ale może zaraz rozwiejesz tutaj moje domysły. Na początek porozmawiajmy o Tobie, tak żeby słuchacze mogli cię trochę poznać. Opowiedz o sobie: skąd jesteś, jakie jest twoje doświadczenie, co robisz pozamuzycznie?

Dużo tych zagadnień, mam nadzieję, że uda mi się odpowiedzieć na wszystkie. Jestem, można powiedzieć, z Warszawy i jej okolic. Tak naprawdę pozamuzycznie niewiele się u mnie w życiu dzieje, kiedyś moim marzeniem było zajmować się muzyką, ona mi zawsze towarzyszyła w życiu – były to różne instrumenty, poczynając od akordeonu, przez fortepian, organy, gitarę i tak dalej, tych instrumentów rzeczywiście było dużo, trąbka przyszła najpóźniej. Chociaż z jednej strony najwcześniej, ponieważ jako dziecko grałem w parafialnej orkiestrze dętej, to był epizod może był dwu-trzyletni i potem na długie lata trąbka odeszła z różnych względów. Już jako dorosły człowiek zacząłem grać na trąbce i to jest moje życie, moja pasja, która wróciła do mnie po wielu latach, która gdzieś cały czas się tliła, trochę jak wulkan i wiedziałem, że gdzieś w którymś momencie to musi zaistnieć. Trąbka jest dość trudnym instrumentem, ponieważ musi trębaczowi towarzyszyć każdego dnia, nie ma świąt, nie ma urlopu, choć oczywiście to zależy od stylu pracy – ci, którzy pracują w orkiestrach sezonowo i mogą sobie pozwolić na wakacje, to na miesiąc jadą na urlop, a potem drugi miesiąc powolutku znowu wracają do formy, układają sobie na nowo usta, czyli warsztat swojej pracy. Natomiast mi trąbka tak naprawdę od iluś lat towarzyszy każdego dnia, rzadko sobie pozwalam na to, żeby mieć dzień przerwy, nawet kiedy jechałem na urlop, to ze mną jechała mała trąbeczka, żeby chociaż w hotelu przez chwilę, bodaj piętnaście minut, pół godziny, tyle ile mogłem sobie na to pozwolić, pograć. Oczywiście gra się na tłumiku, żeby gościom nie przeszkadzać. Grę na tym instrumencie można porównać do lekkoatlety, który jeśli nie pobiega, to nie będzie biegał, bo ten powrót do formy jest bardzo trudny. Dzisiaj rzeczywiście trąbka zdominowała moje życie, można tak powiedzieć. Od ponad 33 lat jestem organistą pracującym na stałe w kościele i ta praca, która tak naprawdę wyrosła z jakichś doświadczeń młodego człowieka, pomaga mi dzisiaj też grać na trąbce i prowadzić ceremonie, bo bardzo wiele rzeczy w życiu robię, i to chyba jest coś, co daje mi pewne wyczucie liturgiczne, kiedy mając świadomość tego, co się dzieje w liturgii kościelnej i w kościele, i na cmentarzu, żeby przede wszystkim w żaden sposób sobą nie przesłonić tego, co jest najważniejsze, czyli w kościele – eucharystii, a na cmentarzu – pożegnania z osobą zmarłą. Ja jestem tylko i wyłącznie, nie chcę powiedzieć osobą towarzyszącą, bo osoba towarzysząca się źle kojarzy, ale trochę tak jest. Moja muzyka jest w roli, można powiedzieć, służebnej.

Trąbka jest dość trudnym instrumentem, ponieważ musi trębaczowi towarzyszyć każdego dnia, nie ma świąt, nie ma urlopu.

Tu znowu trochę ubiegasz moje pytanie. Ja, zapoznając się z tym, czym się zajmujesz, dowiedziałem się, że jesteś też mistrzem ceremonii świeckiej.

Tak, dokładnie.

Myślę, że warto, żebyś wytłumaczył, na czym to polega. Mówiliśmy o pracy w kościele, twoim doświadczeniu organistowskim, ale to też jakby oddzielna gałąź.

Tak. Jeśli chodzi o ceremonie świeckie, to wyszło z potrzeby serca, potrzeby chwili i nigdy nie wiązałem w żaden sposób tego ze swoim życiem. Wyszła nagła potrzeba, ponieważ moja dobra znajoma, która pracowała w zakładzie pogrzebowym, zadzwoniła do mnie zrozpaczona, że wszyscy mistrzowie ceremonii, którzy są w tej chwili obecni w Warszawie, nie mogą, a pogrzeb musi się odbyć we wtorek, a ja wiem, że ty to dobrze zrobisz. I tak się zaczęło. Rzeczywiście oprócz tego, że gram w kościele, oprócz tego, że gram na trąbce i również wykorzystuję swoją trąbkę w pracy w kościele, bo uważam, że wszystko co działa dla drugiego człowieka, dla jego serca, coś co wznosi nas do Boga w czasie liturgii, coś co nas wzrusza i pomaga przeżywać ceremonię świecką, czyli pożegnanie osób najbliższych, to jest chyba tak naprawdę najważniejsze dla mnie, a reszta jest jakby dodatkową tych wszystkich zdarzeń, które się dzieją.

Wspomniałeś o swojej roli, powiedziałeś, że to jest towarzyszenie.

Wyłącznie.

Taka jest rola muzyka na pogrzebie?

Powiem ci więcej: muzyka, chórmistrza, mistrza ceremonii, W jakiej postaci bym nie był, to zawsze jestem w roli służebnej, zawsze jest „Coś” ważniejsze, a muzyka, czy towarzyszenie jako mistrz ceremonii ma tylko pomagać czemuś – najczęściej wzruszeniu, pożegnaniu.

Czy trąbka jest najpopularniejszym instrumentem, jeśli chodzi o oprawę takich ceremonii?

Nie. Kiedyś rzeczywiście tak było ze względów atmosferycznych, że skrzypkowie, na przykład, nie wychodzili na cmentarz. Dzisiaj to tak naprawdę każdy instrument gra – saksofon, klarnet i skrzypce, pewnie wiolonczelistom i kontrabasistom byłoby ciężko, żeby z dużym instrumentem na plecach chodzić, chociaż też mi się zdarzało z takimi muzykami grać. Skrzypce są bardzo często wybierane, nawet nie wiem, czy nie częściej niż trąbka. Natomiast rzeczywiście sygnał trąbki kojarzy się z ważnym wydarzeniem, zawsze tak było, na dzień sądu ostatecznego też zagrają nie skrzypce, tylko raczej trąby, więc trąbka jest takim instrumentem, który coś sygnalizuje.

A spotkałeś się z taką sytuacją, że muzycy biorą ze sobą jakiś odtwarzacz i grają do podkładów?

Tak, wielokrotnie. Oczywiście to też zależy od warunków, w jakich gram, ale zdarza się tak na przykład, że kiedy gram na ceremonii świeckiej i nie mam akompaniatora, to mam swoje akompaniamenty, można powiedzieć, że wręcz trochę gram z półplaybacku. Na cmentarzu słyszałem parę razy, że ktoś grał z jakimś akompaniamentem, ale najczęściej jest to a capella. Natomiast w sali zdarzało mi się osobiście grać z własnymi akompaniamentami, czy nawet w kościele, bo jeśli jadę gdzieś do kościoła, gdzie organista nie jest w stanie mi zakompaniować, a rodzina poprosi, to siłą rzeczy ciężko jest grać a capella, kiedy rodzina wie, że jest organista, więc takie rzeczy też się zdarzają.

Myślę, że warto o tym powiedzieć, bo wspomniałeś o tym, że muzyka jest nie tylko podczas ceremonii pogrzebowej, podczas na przykład składania ciała do grobu, ale też gdzieś w pomieszczeniu.

No tak. Ci wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób uczestniczyli w pogrzebie, czy to religijnym, nie mówię tutaj tylko i wyłącznie o pogrzebie katolickim i pogrzebie świeckim wiedzą, że muzyka gra bardzo dużą rolę. Na pogrzebach świeckich zazwyczaj nikt nie śpiewa, natomiast w czasie liturgii w kościele najczęściej muzycy grają w tym momencie, kiedy są pieśni w czasie normalnej mszy świętej, dlatego że większość ludzi mimo wszystko dzisiaj nie śpiewa w czasie pogrzebów. Inną rzeczywistością są pogrzeby parafialne, gdzie przychodzą parafianie i rzeczywiście bardzo ładnie śpiewają, a inną rzeczywistością jest pogrzeb. To jest zupełnie inna rola zdarzeń, ponieważ na pogrzeby przychodzą wszyscy i wierzący, i niewierzący, i ci, którzy w jakikolwiek sposób nie są zainteresowani, ale umarł ktoś im bliski albo znajomy. Najczęściej na pogrzebie się nie śpiewa, w związku z tym w tych wszystkich miejscach, w których normalnie w czasie mszy świętej jest śpiew, w tym czasie mogą grać instrumenty, jeśli rodzina ma takie życzenie to oczywiście jak najbardziej, bo to też pomaga przeżyć rozstanie. Oprawa muzyczna ma bardzo wiele wymiarów, przede wszystkim wymiar duchowy, dlatego że dla jednych to będzie przeżycie religijne, chociaż niewypowiadane, a dla innych będzie to wzruszenie, ale jedno i drugie jest bardzo ważne.

Czy w twojej historii zdarzyło się, że ktoś poprosił cię o taki utwór, którego zagrania musiałeś odmówić albo w ogóle odmówiłeś jakiegoś zlecenia?

Nie, nigdy nie odmówiłem zlecenia. Najczęściej zamawiane są utwory muzyki klasycznej, natomiast czasem się zdarza, że jestem proszony o zagranie jakiegoś utworu rockowego, no i granie takiego utworu rockowego na pogrzebie na trąbce trochę się mija z celem, bo nie będzie to dobre wykonanie. Jeśli mam kontakt do rodziny, to oczywiście sugeruję zmianę utworu, że coś innego będzie bardziej pasowało. Zdarzają się bardzo różne prośby o zagranie czegoś bardzo oryginalnego, o czym w życiu byśmy nie pomyśleli, że można to zagrać na pogrzebie, ale na przykład kojarzyło się z osobą zmarłą albo osoba zmarła nuciła bez przerwy ten utwór, czy było jakieś inne skojarzenie z osobą zmarłą, którą żegnamy.

Zastanawiam się, czy to, co ty robisz, w sensie muzyki, to jest zawód niszowy, bo mam trochę znajomych, którym przynajmniej raz w życiu zdarzyło się grać na pogrzebie, mówię szczególnie o osobach grających na instrumentach dętych albo na skrzypcach, czyli instrumentach bardziej solowych. Tak sobie myślę, czy to granie na pogrzebach to jest jakiś temat tabu, o tym się nie mówi, czy jest obawa, że nie zawsze jest to fiskalizowane, a może po prostu chodzi o to, że temat śmierci jest takim tematem w naszej kulturze trochę nieobecnym, trochę niewygodnym.

Myślę, że za każdym razem trzeba spojrzeć na to z innej strony. Po pierwsze wydaje mi się, że to nie jest zawód niszowy. Oczywiście wiadomo, że ten kto ma pracę i rzeczywiście jest trębaczem top, ma dużo pracy i w orkiestrze, i w innych miejscach, to nie będzie tego robił, ale dla drugich to będzie sposób na życie. Dla mnie, nie chcę, żeby to zabrzmiało dość górnolotnie, ale jest to swego rodzaju misja, bo ja zawsze do wszystko co robię, podchodzę z takiej perspektywy. Nigdy nie podchodziłem w sposób materialny do pracy i wielokrotnie mi się zdarzało zagrać non-profit. Myślę, że to też jest kwestia tego, że jestem organistą w kościele. To nie jest tak, że każdy musi zapłacić, są ludzie, którzy są w stanie zapłacić i płacą, a są tacy, których po prostu nie stać, a też chcą i nie można odmówić tylko dlatego, że nie ma pieniędzy, to mi się osobiście nie mieści w głowie, może dlatego, że za bardzo identyfikuję się z tym, co robię. Nigdy mi się nie zdarzyło być oszukanym, ani mieć z tego powodu poczucia, że ktoś mnie wykorzystał. Nawet jeśli tak było i mnie wykorzystał, to on żyje z tą świadomością, nie ja. Natomiast dla mnie patrzącego na to jak wiele wzruszeń jestem w stanie dać innym, grając nawet na cmentarzu, to jest coś fantastycznego, chociaż są to często bardzo trudne chwile, bo żegnamy kogoś bliskiego, mam do czynienia z tymi, którzy są najbliżej osoby zmarłej i to oni właśnie proszą o to, żeby zagrać. Jaka była druga część pytania, bo już nie pamiętam.

Pytałem o to, czy ten zawód jest niszowy i o to, czy śmierć jest tematem tabu.

Dzisiaj w ogóle śmierć, choroba są tematami tabu. Dla mnie nigdy nie była, ponieważ od zawsze śmierć mi towarzyszyła. Jako pięcio czy sześcioletni chłopak zacząłem być ministrantem i byłem nim przez wiele lat, więc pogrzeb zawsze był w rodzinie. W najbliższy wtorek mija 35 lat od śmierci mojego ojca, później umierały kolejne osoby. Śmierć mi zawsze towarzyszyła. To jest tak, jak było w dawnych czasach, kiedy była większa umieralności, ci ludzie bardzo to przeżywali, oczywiście, tak jak pewnie i my, ale sądzę, że łatwiej było przeżywać śmierć bliskich osób niż nam dzisiaj, dlatego że wszystko bucha ekspresją w telewizji, wszyscy musimy być zdrowi, wszyscy musimy być najładniejsi, wszyscy musimy grać najpiękniej i nikomu się nie może zdarzyć pomyłka, bo wszystko musi być naj. A to nie jest tak, bo życie nie składa się z naj – przede wszystkim składa się z trudów, a jeśli są te dobre momenty, to fajnie.

To trzeba się z nich cieszyć. Przejdźmy teraz do takiego bardziej praktycznego tematu. Powiedz mi, jak trafiają do ciebie twoi klienci?

Jeśli chodzi o granie na trąbce na pogrzebach to dzisiaj głównie przez zakłady pogrzebowe.

Czyli nie masz układu ze świętym Piotrem, ani nic takiego?

Nie, nawet kiedyś słyszałem, że w jakiejś wiejskiej parafii, jak nie było pogrzebów, to organista z kościelnym brali chorągiew i szli w lewą stronę kościoła, teraz już to tak nie działa. Ja chyba nigdy się specjalnie nie ogłaszałem gdzieś tam w usługach na OLX, mam oczywiście swoją stronę, można tam zajrzeć i posłuchać, natomiast z tego tytułu miałem może ze dwa, trzy zlecenia. Klienci częściej trafiają do mnie z zakładów pogrzebowych, które mi zaufały, dobrze się im ze mną współpracuje, jak mają taką potrzebę, to po prostu do mnie dzwonią.

Czyli pracujesz z kilkoma zakładami pogrzebowymi i oni się do ciebie zgłaszają, że jest zlecenie i trzeba zagrać?

Tak. Nie mam podpisanej żadnej umowy z nimi, ale jak jest zlecenie, to zakład pogrzebowy dzwoni albo dają kontakt do rodziny – podobnie jest z ceremoniami pogrzebowymi. Rodzina sama wybiera utwory, na mojej stronie jest zakładka „repertuar”, tam można sobie wybrać odpowiednie utwory.

Miałem okazję zagrać na kilkudziesięciu pogrzebach podczas pracy z orkiestrą i pamiętam, że pierwsze dwa-trzy robiły na mnie jakieś wrażenie, oprócz tego, że oczywiście byłem muzykiem, więc musiałem skupić się na warstwie wykonawczej, ale również na tym, co się dzieje dookoła – ludzi, którzy przeżywają stratę bliskiej osoby. Jak to jest z tobą? Czy ty przed zagraniem ceremonii pogrzebowej dowiadujesz się na przykład, kim był zmarły albo interesujesz się tym, dlaczego zmarł, jaka była jego historia?

Jako trębacz nie bardzo. Jeśli są to takie „skrajne przypadki”, to wtedy od bliskich wiem, że na przykład będzie bardzo trudno ponieważ… i tutaj padają argumenty albo jest to na przykład pogrzeb dziecka, to wtedy też o tym wiem. Natomiast bardzo często jest tak, że w ogóle nie mam kontaktu z rodziną, ale nie wiem, czy mi uwierzysz, czy słuchacze mi uwierzą, ja, gdy gram na pogrzebie, gdy jest rodzina, ksiądz się modli albo mistrz ceremonii swoje odprawia, po ludziach najczęściej wiem, czego oni oczekują, chociaż nie mam z nimi kontaktu. Dwa lata temu miałem taki przypadek, kiedy matka chowała czterdziestopięcioletniego syna, mniej więcej w moim wieku, nie było wtedy księdza, nie było mistrza ceremonii i nikogo innego, tylko matka, trumna i panowie z zakładu pogrzebowego. Pani z zakładu pogrzebowego powiedziała: wiesz co, pojedź tam, chociaż ty będziesz. Trumnę postawiono na ziemi, nawet nie było katafalku.Przyjechali panowie murarza i pani dała znać, że to jest czas na złożenie trumny do grobu, zacząłem grać Ciszę, a ponieważ jako trembacz staję zawsze trochę dalej, ponieważ trąbka jest nośnym instrumentem, a ja mam towarzyszyć, a nie świecić, w związku z tym stałem dość daleko i nie rozmawiałem z tą panią wcześniej. Wierzcie mi, że odwróciła głowę i spojrzała na mnie, a ja wiedziałem, że ona chce Barkę. Nie wiem, skąd ja to wiedziałem. Zacząłem grać Barkę i ona się rozpłakała, a potem do mnie podeszła i powiedziała, że ona tak czekała na tę Barkę. Jak to się dzieje? Nie wiem, ale być może to kwestia doświadczenia, wyczucia, nie umiem tego powiedzieć. Natomiast są to nieprawdopodobne chwile wzruszeń również dla mnie, wielokrotnie jest tak, że muszę zamknąć oczy, żeby dograć do końca pogrzeb. Dla mnie najtrudniejszymi pogrzebami są takie, kiedy muszę zagrać na pogrzebie dziecka albo pogrzebie, na którym jest dziecko i płacze – to nawet w tej chwili jest dla mnie trudne. Wielokrotnie muszę rzeczywiście zamknąć oczy, zacząć myśleć o jakiejś głupocie tylko i wyłącznie dlatego, żeby nie dać się ponieść emocjom, żeby móc zakończyć i zagrać dla rodziny, która tego oczekuje.

Są to nieprawdopodobne chwile wzruszeń również dla mnie, wielokrotnie jest tak, że muszę zamknąć oczy, żeby dograć do końca pogrzeb.

No właśnie, nie od dziś wiadomo, szczególnie czują to wykonawcy, że ta muzyka jest przedłużeniem pewnego rodzaju emocji, czasem te słowa niewypowiedziane można w jakiś sposób nazwać albo opisać muzyką. Mówisz o tych trudnościach, ja chciałbym ten temat trochę rozwinąć, również od tej praktycznej strony, wiadomo, sytuacja trudna i bardzo emocjonalna, o jakiej powiedziałaś przed chwilą, to jest jedno, ale z jakimi jeszcze trudnościami spotykasz się, jako trębacz grający właśnie tego typu ceremonie?

Czasem pojawiają się trudności techniczne, dlatego że oczekiwania repertuarowe są bardzo trudne. Trąbka jest bardzo kapryśnym instrumentem, jeśli nie pogram za dużo, dojdą do tego emocje, to jest ciężko później dokończyć taki pogrzeb, dlatego że usta nie pracują. Pianista nawet jak ma nie wyćwiczone, to spokojny kawałek zawsze zagra, będzie grał przez 8 godzin i nic się nie stanie, chyba że już będzie znudzony, ze skrzypcami, myślę, jest podobnie, chociaż nigdy nie byłem skrzypkiem, chociaż parę lekcji gry na skrzypcach miałem, z ciekawości. Natomiast jeśli chodzi o trąbkę, gdy dojdzie zmęczenie, dojdą emocje i brak kondycji, to wtedy jest trudno. Wydaje mi się, że kondycja jest najważniejsza, dlatego na początku powiedziałem, że nie ma dnia bez gry. Oprócz normalnego grania, ileś czasu trzeba spędzić w samotności i niekoniecznie grać rzeczy, które zachwycają otoczenie, tylko takie, żeby mieć formę, żeby móc dalej grać, więc przede wszystkim ważna jest forma. Druga rzecz to jest repertuar, czasem są rzeczy niemożliwe do zagrania, ponieważ rodziny myślą, że jedną trąbką jestem w stanie załatwić całą orkiestrę symfoniczną i czasem rzeczywiście są to trudne rozmowy ze względu na to, że ciężko jest wytłumaczyć, że nie jestem w stanie zagrać partii kotłów – to są rzeczy niemożliwe.

Rodziny myślą, że jedną trąbką jestem w stanie załatwić całą orkiestrę symfoniczną i czasem rzeczywiście są to trudne rozmowy ze względu na to, że ciężko jest wytłumaczyć, że nie jestem w stanie zagrać partii kotłów – to są rzeczy niemożliwe.

Dochodzą do tego warunki atmosferyczne, ponieważ granie na cmentarzu to nie jest filharmonia – to są upały, to są mrozy, tak naprawdę nie ma dyskusji, gdy rodzina prosi i nie mogę powiedzieć na przykład, że gram tylko do minus siedmiu stopni. No nie ma takiej opcji, trzeba stanąć i zagrać, moim „bólem głowy” jest to, co ja zrobię, żeby to granie się odbyło. Zdarza się deszcz, w trakcie którego się bardzo trudno gra, zwłaszcza jak się ma okulary, a na okularach wycieraczek nie ma, jest wiatr – trzeba wiedzieć, z której strony wiatru stanąć i nie zawsze się da, dlatego że na przykład jest bardzo duży pogrzeb i obstąpią cię z każdej strony. Kiedyś była taka zabawna sytuacja, że przyjechali panowie murarze do zamknięcia grobu, deszcz lunął, więc otworzyłem parasol i wstawiłem im na plandekę mój parasol, a on w którymś momencie odjechał, oczywiście byłem mokry. To są takie chyba główne powody. W upale się bardzo gra z tego względu, że po pierwsze instrument zupełnie inaczej pracuje, a po drugie jak człowiek dłużej stoi i czeka aż kondukt dojdzie, to pot się leje wszędzie: po ustach, po twarzy, a wtedy ustnik się ślizga, usta już nie pracują, również podczas mrozu jest to rzecz bardzo trudna, chociaż my trębacze radzimy sobie korzystając z plastikowych ustników na mrozy, poniżej pewnej temperatury używa się ustnika plastikowego, żeby nam potem przy ustach nie pozostał, natomiast robimy to niechętnie, bo jakość dźwięku jest zupełnie inna, chociaż z daleka tego praktycznie nie można za bardzo rozpoznać.

Zdarzają się też inne sytuacje. Kiedyś niechcący umówiłem się do dentysty, a mój dentysta jak znieczuli, to potem pół twarzy nie czuję. Okazało się, że o 9 byłem umówiony z dentystą, a o 12 trzeba było zagrać pogrzeb, no i znieczulenie trzymało, do tego był jeszcze mróz minus 20 stopni. Znieczulenie puściło dopiero w momencie, kiedy skończyłem grać, ale zagrałem wszystko.

Szacunek. Ja przygotowując się do tej rozmowy, zadałem moim znajomym, którym zdążyło się grać podczas ceremonii pogrzebowych, jedno pytanie i tak pomyślałem, że zadam je również tobie. Czy tobie też to się zdarzyło, bo być może masz na to jakieś rozwiązanie. Czy na przykład miewasz dwa albo trzy pogrzeby dziennie?

Oczywiście, że się zdarzają takie sytuacje.

A zdarzyło się tak, że zakład pogrzebowy zapomniał cię poinformować o tym, że masz pogrzeb i w ostatniej chwili musiałeś się zebrać i gdzieś jechać?

Zdarzało się, ale że jestem człowiekiem odpowiedzialnym, nie zdarzyło mi się odmówić przez te 33 lata, jak jestem organistą, trochę krócej trębaczem i mistrzem ceremonii. To chyba z domu wyniosłem, że żebym miał iść na czworaka, to trzeba dojść. Jak mówił Wacław Kowalski w „Samych swoich”: słowo jest droższe od pieniędzy. Nie ma znaczenia, czy zlecenie jest opłacone czy nieopłacone, gdy słowo jest dane to jest amen w pacierzu, nie ma w ogóle dyskusji. Jeśli jestem zobowiązany do zagrania w jakimś zakładzie pogrzebowym i okazuje się, że dzwoni na przykład drugi zakład albo ten sam i mówią: panie Andrzeju trzeba zagrać, to nie mogę odmówić, to jest moja głowa, żeby inny trębacz pojechał gdzieś indziej. Oczywiście wtedy, kiedy jest taka konieczność i wiem, że bardzo na mnie liczą, to wiadomo, że wtedy jadę w takie miejsce, gdzie rodzinie bardziej zależy, żebym to ja grał, a na ten drugi wysyłam kogoś innego.

A na przykład taka sytuacja, że podczas samej ceremonii klient w jakiś sposób ingeruje w ceremoniał, czy ty w jakiś sposób próbujesz naprowadzić całą sytuację na właściwy tor, czy po prostu dopasowujesz się do tej sytuacji?

Takie sytuacje się nie zdarzają. Zdarzają się takie sytuacje, kiedy na przykład są przemowy, o czym ja nawet czasem się nie dowiaduję albo na przykład w ostatniej chwili ktoś jednak zgłosi się do przemowy, takie rzeczy mają miejsce. Zdarzyły mi się tak zwane falstarty, że zacząłem grać, a ktoś mimo wszystko nie poczekał i zaczął mówić do mikrofonu. Ja na przykład bardzo sobie cenię, jak mam wszystko dograne od początku do końca i wiem, co mnie czeka na takiej ceremonii z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że wiem, ile czasu na to mogę przeznaczyć, a po drugie dlatego, żeby właśnie nie było takich sytuacji, bo to jest z mojego punktu widzenia dość niezręczne, chociaż nigdy nikt mi nic nie powiedział, że zagrałem za wcześnie. Ksiądz kończy swoje i na przykład ktoś z rodziny w tym momencie mówi. Jeśli jestem mistrzem ceremonii, to zawsze mam wszystko dograne, gdy muzyk gra na ceremonii, którą ja prowadzę, to zawsze jesteśmy w kontakcie wzrokowym i on wie, że wystarczy moje spojrzenie i musi się na chwilę wstrzymać, bo coś będzie. Jeśli się okazuje, że ktoś bardzo prze do tego, to wtedy dyskretnie mówię szeptem, tak żeby inni nie słyszeli: sekundkę, muzyk dokończy grać utwór i będzie pan mówił dalej.

Rozumiem. Jak jest taka sytuacja, że ty jesteś mistrzem ceremonii, to nie grasz na trąbce?

Gram, ale to najczęściej się zdarza wtedy na cmentarzu, chociaż zdarzało mi się też i w sali, nawet całkiem niedawno. Są różne głosy, jeśli chodzi o mistrza ceremonii, czy powinienem jeszcze grać dodatkowo, ale to chyba trochę jest tak jak ze wszystkim, że są dwie szkoły otwocka i falenicka – jedni twierdzą, że nie powinienem się rozdrabniać, jak już prowadzę, powinienem zająć się prowadzeniem, a są tacy, którzy twierdzą, że nic nie stoi na przeciwko. Najczęściej w takich sytuacjach gram na cmentarzu i w momencie kiedy ja kończę, odchodzę, biorę trąbkę i zaczynam grać, wtedy asysta wie, że dopiero w tym momencie mogą podjąć urnę albo trumnę do złożenia do grobu, czyli jest sygnał trąbki i w tym momencie coś się zaczyna dziać. Jest to dość wymowna chwila wtedy.

A w takiej sytuacji, kiedy towarzyszysz, kiedy jesteś muzykiem, nie prowadzisz ceremonii, często pewnie jest tak, że pracujesz z księdzem, którego nie znasz. Czy ty kontaktujesz się wcześniej z księdzem, żeby ustalić jakieś szczegóły, czy po prostu przyjeżdżasz?

W czasie mszy słyszy najczęściej nie bardzo jest możliwość. Jak jadę grać jako organista, to jeśli księdza nie znam, to idę się przedstawić i ustalam pewne szczegóły. Jako trębacz zostawiam to organiście, natomiast na cmentarzu, jeśli widzę, że jest obcy ksiądz, którego nie znam i nie wiem, jak zareaguje, co zrobi, to najczęściej staram się dyskretnie podejść w czasie konduktu, bo wcześniej nie ma możliwości, i zanim panowie ustawią urnę, przedstawiam się, pytam się, czym zakończy liturgię pogrzebową przy grobie. W zasadzie liturgia pogrzebowa powinna się skończyć Salve Regina śpiewanym najczęściej po polsku, czasami po łacinie, natomiast zdarza się, że jest na przykład Zdrowaś Mario, Wieczny Odpoczynek dziesiątek różańca, albo Anioł Pański i tak dalej. To jest jak wielka improwizacja, a ponieważ ja stoję trochę dalej, tak jak wcześniej wspominałem, więc nie jestem w stanie wszystkiego usłyszeć. Zdarzają się takie cmentarze, które są dokładnie pod pasem do lądowania dla samolotów i wtedy już nic nie słychać, trzeba bardzo bacznie obserwować, a jeśli wiem, czym ksiądz zakończy, to wtedy nie ma żadnego zgrzytu, żadnego faux pas z mojej strony. Ale rzeczywiście zawsze staram się dwa słowa zamienić dyskretnie, żeby nie zaburzyć porządku ceremonii pogrzebowej. Mistrzów ceremonii znam chyba wszystkich, więc tutaj nie ma problemu, wystarczy mrugnięcie oka, skinienie głową, natomiast z księżmi zawsze trzeba podejść i dwa słowa zamienić.

Wiem, że to może być dziwne pytanie, ale czy jest taki cmentarz, na którym lubisz grać, który odpowiada ci jako muzykowi?

Doskonały jest jeden, to jest cmentarz w Komorowie, on jest wycięty w lesie i gra się na nim jak w sali koncertowej, jest takie echo, że się tego nie da opisać, to jest coś nieprawdopodobnego, ten dźwięk po prostu wraca po chwili i aż przyjemnie jest tam grać. Oczywiście to jest pogrzeb, więc nie chcę państwa w żaden sposób zniesmaczyć, ale rzeczywiście samo granie, bo nie mówię o uroczystości, jest jak w sali koncertowej.

Czy do bycia muzykiem grającym na pogrzebach potrzebne jest jakieś specjalne wykształcenie, czy też każdy muzyk może to robić?

Każdy, kto potrafi to robić.

To gdzie taka osoba mogłaby się nauczyć całego ceremoniału, tego w jaki sposób się przygotować, jak nawiązać współpracę?

Nauczenie się ceremoniału pogrzebowego nie jest bardzo trudne, w przypadku pogrzebu katolickiego, których mamy większość w naszym kraju, mimo wszystko większość ludzi wie, jak wygląda liturgia, w kościele nie ma problemu, bo od tego jest organista i on powie: panie graj. Wcześniej uzgadnia się repertuar. Wielokrotnie zdarzało mi się grać z muzykami, którzy widać było, że są świetnymi muzykami, ale nie wiadomo kiedy ostatnio byli w kościele albo czy w ogóle nie byli, ale to nie ma znaczenia, wtedy trzeba takiej osobie po prostu powiedzieć, że za chwilę będziemy grali. Muzyk ma przyjść, zagrać i wzruszyć ludzi. Jeśli chodzi o cmentarz, to też nie jest trudne, wystarczy po prostu podejść do księdza i grzecznie zapytać, w przypadku gdy ktoś nie ma pojęcia o przebiegu ceremonii katolickiej czy świeckiej. Natomiast z innowiercami, pogrzebami protestanckimi czy jakikolwiek innych wyznań, to za każdym razem trzeba po prostu podejść do pastora, czy księdza prawosławnego i zapytać. Wielokrotnie grałem na pogrzebach prawosławnych i rzeczywiście to są życzliwi ludzie, cały czas śpiewają, cały czas coś się dzieje, ponieważ śpiewają w języku cerkiewnym, rosyjskim, to nie wszystko jest dla nas zrozumiałe, ale wystarczy po prostu podejść i oni powiedzą: damy znać, mrugną okiem, czy kiwną głową, wszystko jest do ustalenia, tutaj nie ma problemu. Natomiast warunkiem grania na cmentarzu, czy w czasie pogrzebu, czy jakiejkolwiek innej uroczystości jest posiadanie umiejętności. Nikt nie pyta o dyplom akademii muzycznej, raczej to ma być zagrane dobrze, przyzwoicie, z przeżyciem, uczestnicy pogrzebu mają coś z tego pogrzebu duchowo wynieść, jeśli chodzi o muzykę.

Muzyk ma przyjść, zagrać i wzruszyć ludzi.

Czyli nie ma takiej szkoły, która uczy muzyków pogrzebowych?

Nie ma.

A czy żeby grać na pogrzebach na przykład katolickich trzeba być osobą wierzącą?

Pewnie dobrze by było, ale przede wszystkim trzeba mieć wyczucie, nie ma znaczenia, czy to jest liturgia kościoła, czy jest to pogrzeb świecki, czy jakikolwiek inny. Dla mnie liczy się drugi człowiek i jego wzruszenie, czy to będzie w sposób duchowy skierowane do Pana Boga, czy to będzie po prostu wzruszenie pomagające mu przeżyć stratę kogoś bliskiego, to nie ma znaczenia, najważniejsze jest, żeby pomóc takim osobom przeżyć tę liturgię. Muzyka przede wszystkim ma pomagać, wzruszać i dodawać otuchy.

Wspomniałeś o graniu na pogrzebach innych wyznań. Jak to jest, jak wyglądają te inne ceremonie, czy musiałeś się ich nauczyć, ile razy miałeś okazję coś takiego praktykować? To się często zdarza?

Mi akurat nie. Tak naprawdę lwia część pogrzebów, na których grałem to są pogrzeby katolickie, spora część to są pogrzeby świeckie. Jestem zdeklarowanym katolikiem, śmieję się teraz oczywiście, bo rzeczywiście jestem osobą wierzącą w kościele rzymskim, natomiast dla mnie nie ma znaczenia, dla kogo gram. Jeśli chodzi o pozostałe pożegania, to one bywają bardzo różne, to też kwestia dogadania się z przewodniczącym, pastorem, czy po prostu duchownym danego wyznania, w którym momencie mam grać. Jeśli człowiek jest życzliwy dla innych, to i oni są dla niego życzliwi, tak samo jest przy pogrzebach. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby jakakolwiek osoba duchowna z innego wyznania zachowała się wobec mnie jakoś niedobrze, za każdym razem okazują dużą życzliwość i chęć pomocy. Także wszystko jest do domówienia.

Czy zawsze sprowadza się to po prostu do komunikacji, do tego żeby porozmawiać, żeby się zainteresować po prostu tym tematem?

Tak.

Wspomniałeś o tym, że muzyka powinna wzruszać, ale jeszcze chciałbym cię na koniec naszej rozmowy zapytać o to, czym dla ciebie jest muzyka.

Moim życiem. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, wielokrotnie się zastanawiałem, co mógłbym w życiu robić. No to robię, poza muzyką prowadzę świeckie pogrzeby, ale to też jest moja muzyka w sercu, bo to są wzruszenia. Mogę powiedzieć, że muzyka jest dla mnie całym życiem i od zawsze tak było, trochę moim światem, trochę jak dla Shreka samotnią. Dla każdego muzyka muzyka przede wszystkim jest samotnią, jestem ja i muzyka, czy ty i muzyka, nie ma znaczenia. A jak już ta samotnia jest na tyle długo w sercu, to wtedy możemy ją pokazać na zewnątrz, dopiero wtedy możemy nią wzruszać innych. Nawet jest ciężko o urlop, bo człowiek musi wracać do tego co robi i urlopu tak naprawdę nie ma, bo musi chociaż przez chwilkę klawiaturę dotknąć, albo trąbki dotknąć, albo jakiejś muzyki posłuchać. Mam nieduży samochodzik bez odtwarzacza płyt, tylko jest karta SD, jest pendrive i mam całą płytotekę w jednym małym naparstku i ona mi zawsze towarzyszy, albo w formie innych wykonawców, albo uczę się swoich akompaniamentów. W moim bagażniku jeździ mała pocket trąbka. Jeśli nie mam ze sobą trąbki, ale mam jakąś chwilę, to wyjmuję tę trąbkę, włączam sobie akompaniament w samochodzie i gram. Także ta muzyka naprawdę jest całym moim życiem.

Gdyby ktoś chciał się z tobą skontaktować, znaleźć cię w sieci, wspomniałeś o stronie internetowej, tam można cię znaleźć?

Tak, można. Przede wszystkim można moje nazwisko wpisać na YouTubie i posłuchać kilku rzeczy, ponieważ też prowadzę chór przy Parafii Świętego Tomasza, tu gdzie pracuję jako organista. Jest tam kilka utworów z chórem Castitudo, ale również jest muzyka na mojej stronie internetowej i te utwory też są do odsłuchania na YouTubie. Adres mojej strony internetowej to www.trabka.warszawa.pl. Tam są co prawda tylko cztery utwory, bo nie mam czasu na to, żeby nagrać następne, bo cały czas jestem gdzieś tam w ruchu, ale obiecuję, już wielokrotnie byłem o to dopytywany, więc będę nagrywał kolejne filmiki i mam nadzieję, że będą się pojawiały na tej stronie i będzie można ich posłuchać. Póki co na stronie tytułowej jest grane przeze mnie Ave Maria Saint Saens z moim akompaniamentem wcześniej nagranym właśnie w tym kościele i na tyle tej muzyki mówię, czym jest dla mnie trąbka. W zakładce „demo” są jeszcze trzy utwory: Aria Tansmana grana na trąbce, Aria na strunie G grana bez struny czyli na flugerhornie i oczywiście Cisza zagrana a capella. Bardzo przepraszam za jakość, ale da się odsłuchać, więc będzie można po prostu zobaczyć, kto zacz.

Andrzeju bardzo dziękuję ci za tę rozmowę.

Nie spodziewałem się, że to tak gładko przejdzie [śmiech].

Tym bardziej jest mi miło i życzę ci też, żebyś zawsze wzruszał tą muzyką. Nagraliśmy dzisiaj bardzo emocjonalny odcinek i nie zdarzyło mi się to do tej pory w mojej podcastowej karierze. Cieszę się, że tak to wyszło. Mam nadzieję, że każdy, kto choć trochę interesuje się tą tematyką albo chciałby się zainteresować, znajdzie tutaj dużo ciekawych informacji. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Nie powiem: do zobaczenia na pogrzebie, może będzie okazja spotkać się w innych okolicznościach.

To już mogę państwa zaprosić, ponieważ na mojej stronie macie numer telefonu, w związku z tym można zadzwonić, ewentualnie wysłać sms-a, ale w 90% niedziel, tak jak wspominałem, jestem organistą w Kościele Świętego Tomasza na warszawskim Ursynowie, praktycznie co niedzielę gram na trąbce podczas mszy świętych, a więc zawsze jest jeden utwór w czasie mszy świętej grany na trąbce i na wyjście też jest albo organowy, albo na trąbce grany, więc jest dużo radości, ponieważ ludzie stoją na dole, krzyczą: brawo panie Andrzeju, jeszcze, a drudzy krzyczą na nich, żeby nie krzyczeli. Także można posłuchać mnie na żywo niekoniecznie przy okazji pogrzebu. Zapraszam bardzo serdecznie.

Jeszcze raz dzięki wielkie, trzymaj się.

To ja dziękuję, cześć!

Andrzej i charakter jego pracy jest świetnym przykładem na to, że nie zawsze muzyka to wielka scena, kolejne nagrane płyty, kolejne zagrane koncerty, ale to również czasem właśnie takie skromne i ciche towarzyszenie ludziom w okolicznościach, które nie ominą żadnego z nas i tak naprawdę są elementem bardzo integralnym naszego życia.

Na koniec tego odcinka przypomnę jeszcze, że wszystkie linki do osób i stron wymienionych w naszej rozmowie znajdziesz na stronie Muzykalnosci.pl/13. Tam znajdziesz też możliwość zapisania się na newsletter i jeśli to zrobisz, to co dwa tygodnie wyślę ci maila informującego o tym, że ukazał się właśnie nowy odcinek mojego podcastu. Muzykalności możesz słuchać też na różnych platformach typu Spotify, YouTube, właściwie to na każdej platformie, którą sobie wymyślisz, powinieneś znaleźć Muzykalności, a jeśli ich tam nie znajdziesz, to daj mi znać, chętnie umieszczę tam mój podcast. I to by było tyle na dziś. Do usłyszenia w kolejnym odcinku podcastu Muzykalności.

Share This