Współczesne instrumenty klawiszowe to ogrom możliwości.
Z jednej strony możesz dzięki nim grać brzmieniem niemal każdego instrumentu akustycznego i elektrycznego (skrzypce, trąbka, gitara etc.), a z drugiej strony tworzyć swoje własne unikalne barwy przy pomocy sampli lub zaawansowanej syntezy dźwięku. 
Jak bardzo postęp technologiczny by nam muzykom tego nie ułatwiał, to wciąż o tym co “wcisnąć” na klawiaturze instrumentu – decyduje jeszcze głównie człowiek.

W rozmowie, którą zamieszczam poniżej, Kamil Barański opowiada o swojej drodze do bycia klawiszowcem oraz o tym, co charakteryzuje grę właśnie na tym instrumencie (choć wypadałoby napisać “grupie instrumentów”).

Jednocześnie staramy się wspólnie odpowiedzieć m. in. na pytania:

  • Czy do bycia klawiszowcem niezbędna jest edukacja muzyczna?
  • Jaka jest różnica między klawiszowcem a pianistą?
  • Dlaczego warto zbierać repertuar utworów, które już graliśmy?
  • Ile i jakie instrumenty klawiszowe warto mieć w swoim “arsenale”?
  • Dlaczego warto czasem mieć nawet kilka tych samych modeli instrumentów ?
  • Dlaczego granie brzmieniem innych instrumentów na “klawiszu” może być inspirujące?
  • Jaka jest recepta by zostać klawiszowcem… i muzykiem w ogóle?

Zapraszam Cię do wysłuchania mojej rozmowy z Kamilem Barańskim.

 

“Na czym grasz?” to cykl rozmów z muzykami instrumentalistami publikowany w ramach podcastu Muzykalności. Słuchając rozmów z moimi gośćmi, możesz przekonać się o realiach bycia muzykiem, grającym na konkretnym instrumencie.

Kamil Barański – klawiszowiec, pianista, muzyk sesyjny, producent muzyczny, aranżer, akompaniator.
Członek zespołów Maryli Rodowicz, Magdy Steczkowskiej, Mateusza Krautwursta, grupy Śrubki Michała Jurkiewicza. Kierownik muzyczny cyklu Blues Symfonicznie Marzeny Ugornej oraz zespołu Nataszy Urbańskiej. Regularnie udziela się również w innych projektach.
Jako muzyk sesyjny wspierał (również w charakterze zastępcy) takich artystów i projekty jak: Grzegorz Turnau, Kayah Transoriental Orchestra, Urszula Dudziak, Andrzej i Maja Sikorowscy, Kasia Cerekwicka, Sound’n’Grace, Chemia, Mikromusic, Monika Kuszyńska, Anna Karwan, Marika, Margaret, Tarkowski Orkiestra, Londonbeat, Hania Stach, Monika Urlik, Buslav, Olek Klepacz, Andrzej Cierniewski, Rafał Nosal i Bohema, The Positive, Chorzy na Odrę, Girls on Fire, Sienna Gospel Choir, Chłopacy, Funkalots i inne.
Współpracował ponadto z takimi muzykami jak m.in.: Felicjan Andrzejczak, Kuba Badach, Adam Bałdych, Sławomir Berny, Przemysław Branny, Leszek Cichoński, Piotr Cugowski, Renata Danel, Jacek Dewódzki, Jerzy Filar, Funky Filon, Peter Francis, Michał Grott, Kayah, Joanna Kondrat, Kasia Kowalska, Jacek Królik, Thomas Lang, Robert Luty, Tomasz Łosowski, Przemek Maciołek, Maciej Miecznikowski, Krzysztof Misiak, Dorota Miśkiewicz, Jan Młynarski, Kuba Molęda, Maciej Molęda, Krzysztof Napiórkowski, Marcin Nowakowski, Wojtek Olszak, Małgorzata Ostrowska, Marek Piekarczyk, Wojtek Pilichowski, Grzech Piotrowski, Krystyna Prońko, Paulina Przybysz, Marek Raduli, Jnr Robinson, Ryszard Rynkowski, Anna Serafińska, Joanna Słowińska, Marcelina, Damian Ukeje, Zbigniew Wodecki, Marcin Wyrostek, Piotr Żaczek.

Więcej informacji o Kamilu znajdziesz na jego stronie internetowej www.kamilbaranski.com.

Przydatne linki

Transkrypcja

To jest podcast Muzykalności, odcinek dziewiąty.

Pianista i klawiszowiec czy klawiszowiec i pianista? Dla przeciętnego słuchacza określenie, kto jest kim z tej pary, nie stanowi powodu do zastanawiania się. Ostatecznie ważne jest przecież to, czy muzyka nas porusza, czy wzbudza jakieś emocje, czy nam się podoba, czy też nie. Dla wykonawcy i zespołu jednak istnieją pewne subtelne różnice. Czym zatem charakteryzują się instrumenty klawiszowe? Dlaczego jako klawiszowiec warto jest mieć kilka takich samych instrumentów oraz czy do bycia wziętym klawiszowcem, w tak zwanej branży, niezbędne jest wykształcenie muzyczne? O tym i o wielu innych sprawach związanych z instrumentami klawiszowymi, byciem klawiszowcem i muzykiem w ogóle, rozmawiam dziś z moim gościem Kamilem Barańskim.

Odcinek, którego właśnie teraz słuchasz, jest początkiem mini serii, którą zatytułowałem: „Na czym grasz?”. O co chodzi? Chodzi o to, że co jakiś czas chciałbym zapraszać do rozmowy muzyków instrumentalistów, którzy grają na konkretnym instrumencie. Dzisiaj akurat jest to Kamil Barański grający na instrumentach klawiszowych, ale w przyszłości, jako że instrumentów jest wiele, to mam nadzieję, że będę miał okazję porozmawiać z różnymi ciekawymi gośćmi, którzy z jednej strony trochę przybliżą ci realia tego, jak wygląda granie na konkretnym instrumencie, a z drugiej strony jeżeli już jesteś muzykiem i chcesz dowiedzieć się czegoś ciekawego, to będziesz miał okazję skorzystać z tego doświadczenia, które przyniosą ze sobą do podcastu moi goście. Przypomnę jeszcze tylko, że Muzykalności możesz słuchać za pomocą Spotify, iTunes, aplikacji Podcasty dla iPhone’a lub aplikacji Muzykalności dla telefonów z systemem Android, którą możesz pobrać ze sklepu Google Play. Możesz też wejść na stronę muzykalnosci.pl/odcinki i tam odtworzyć interesujący cię odcinek lub pobrać go na dysk twardy lub na swój smartfon. A teraz, nie przedłużając już, zapraszam cię do wysłuchania mojej rozmowy z Kamilem Barańskim.

 

Uszanowanie Kamilu!

Dzień dobry.

Powiedz mi, jak wytłumaczyłbyś pięciolatkowi, na jakim instrumencie grasz?

Na pianinie.

Grasz nie tylko na akustycznym pianinie, ale również zdarza ci się grać na innych instrumentach.

Gram też na innych instrumentach klawiszowych.

Jakbyś opisał te instrumenty?

Taki instrument wygląda tak jak pianino, ale może grać na przykład innymi brzmieniami, na przykład akordeonem.

Myślę, że coś by mu to powiedziało [śmiech]. Kończąc z żartami. Spotkaliśmy się dzisiaj, aby pogadać trochę o instrumentach klawiszowych. Ty jesteś zadeklarowanym klawiszowcem?

Klawiszowcem, pianistą.

Powiedz, jaka jest różnica między klawiszowcem i pianistą, o ile jakaś jest? Przyznam, że zdarzyło mi się grać z klawiszowcami, którzy pianistami nie są – jeden jest kontrabasistą, inny saksofonistą. Gdy spotkaliśmy się by grać razem, okazało się, że oni są klawiszowcami. Więc jak to jest, czy jest jakaś różnica?

Jest z pewnością jakaś różnica i polega na tym, na czym głównie chcesz się skupić. Bardzo często zależy to od tego, od czego zaczynałeś się uczyć grać. Jeżeli przeszedłeś edukację na fortepianie, czy to klasyczną, czy rozrywkową, to wtedy często zostajesz najpierw pianistą. Później zależy to od tego, co cię interesuje, bo wielu utworów nie powinno się grać na fortepianie, na brzmieniach fortepianowych, a czasami nie ma to znaczenia.

A czym się charakteryzują instrumenty klawiszowe w odróżnieniu od pianina, oprócz tego, że nie podłączymy do niego prądu?

Bardzo często inna jest klawiatura, bo nie jest to klawiatura ważona, czyli ciężka, jak w fortepiania czy pianinie. Najczęściej jest to klawiatura bardzo lekka, syntezatorowa, która teoretycznie pozwala na to, żeby grać szybciej, która troszkę inaczej reaguje na dynamikę, czyli siłę nacisku, która się zazwyczaj przekłada na głośność tego, co się wydobywa. Są to przede wszystkim zupełnie inne brzmienia, o których trzeba trochę inaczej myśleć i fajnie jest też umieć je tworzyć, gdyż bardzo często jakość odwzorowania tego brzmienia wpływa na efekt finalny.

Opowiedz trochę o sobie, o swoim doświadczeniu, czym się zajmujesz muzycznie, czym się zajmujesz poza graniem?

Opowiem chronologicznie. Skończyłem podstawówkę i liceum muzyczne w Katowicach, następnie trafiłem na jazz katowicki, czyli były piąty wydział.Akademii Muzycznej. Tam robiłem licencjat i szczerze mówiąc, bardzo dużo się wtedy nauczyłem. grając mnóstwo koncertów jednocześnie, to było około 120-140 koncertów rocznie. Może koncertów to zbyt dużo powiedziane, bo to czasami były po prostu jakieś sztuki coverowe, bardzo różne rzeczy, ale było tego dużo. Pod koniec studiów zacząłem grać z Wojtkiem Pilichowskim. Był to pierwszy autorski projekt, dzięki któremu zacząłem być troszkę znany w środowisku. Potem poszedłem na studia magisterskie również na jazzie w Katowicach. Zacząłem pracować w Katowicach jako akompaniator wokalistów i zostałem tam przez parę dobrych lat. To była chyba jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu, ponieważ zakładaliśmy, że w zasadzie nie ma żadnego znaczenia, jaki utwór ktoś przyniesie, bo trzeba go zagrać. I ja nie mogłem powiedzieć, że nie grajmy tego, bo to jest trudne, wyjątkiem były jakieś sytuacje estetyczne, kiedy to wychodziło daleko poza Instytut Jazzu i muzykę rozrywkową, więc staraliśmy się grać wszystko. Fajne było na przykład to, że na półrocznym egzaminie miałem dwudziestu pięciu studentów i trzeba było zagrać 75 piosenek, bo każdy z nich miał trzy piosenki.

Mówisz o sytuacji, gdy byłeś na studiach?

Akompaniowałem tam już jako pracownik. Zakładałem, że muszę znać te 75 piosenek lepiej niż oni, bo co z tego, że się spotykamy tylko na dziesięć zlotach w przeciągu półrocza, ale jeżeli oni źle zaśpiewają, to dostaną gorszą ocenę, a jeżeli ja źle zagram to trochę obciach, bo mi za to płacą.

To jest odpowiedzialność. Siedemdziesiąt pięć piosenek to jest dla mnie astronomiczna liczba. Miałem okazję zagrać dziewiętnaście, również akompaniując, czułem się jakby mnie walec rozjechał.

Bywały sytuacje, że gdy zaczynałem piosenkę, to oni znali ją lepiej, ale gdy później oni wywalali się w jakiejś kwestii, to ja zakładałem, że moją rolą jest zrobić tak, żeby komisja nie zauważyła tego, że wokalista się wywalił.

Znamy sytuację twojej edukacji, a czym zajmujesz się muzycznie teraz?

Najczęściej gram z Marylą Rodowicz, już siódmy czy ósmy rok. Gram w paru różnych projektach, które grają rzadziej, są to na przykład Śrubki Michała Jurkiewicza – bardzo ciekawy projekt, trochę taki bezkompromisowy, bo nie za bardzo się zastanawiamy, co publiczność chce usłyszeć, a bardziej robimy rzeczy, które nam w duszy grają, a Michałowi grają bardzo piękne rzeczy. Gram jeszcze z Nataszą Urbańską, Magdą Steczkowską – żartuję, że to jest projekt „rockowy”, ponieważ gramy mniej więcej jedną sztukę na rok [śmiech]. Gram dużo projektów warszawskich czasami coverowych, czasami autorskich na przykład z Nickiem Sincklerem, Mateuszem Krautwurstem, Kasią Dereń, czy innymi przyjaciółmi. Dzisiaj jestem właśnie umówiony na próbę z Nickiem Sincklerem.

Anno Domini 2019.

Tak.

A poza muzycznie, jak już nie jesteś na próbie, jak nie grasz koncertu, to co porabiasz?

To jest trudne pytanie.

Robisz strony internetowe?

Za bardzo jestem informatykiem, bo czasami nie chcę tego robić, ale ze względu może na koszta, może kwestie oddawania kontroli innym osobom to też czasami robię albo strony swoim projektom, albo jakieś skrypty drobne, robię i obrabiam zdjęcia, dużo nagrywam.

Chciałbym jeszcze zadać takie pytanie, które być może powinienem zadać na początku. Czy jest jakiś album, artysta albo jakiś utwór, od którego zaczęła się twoja przygoda z muzyką, że chciałeś grać, że stwierdziłeś, że to jest fajne, że chcesz to robić?

Nie ma takiego albumu, dlatego że moja mama jest muzykiem, moja babcia też jest muzykiem. Moja mama puszczała mi na przykład nagrania zespołu Take 6, jak miałem 5 czy 6 lat. Niewiele później słuchałem Weckla, zespołu Weather Report, były to przełomowe momenty, ale one miały miejsce zanim skończyłem 10 lat, więc ta muzyka zawsze była obecna. Moje pierwsze płyty kompaktowe w latach dziewięćdziesiątych to był Michael Jackson, Dj Bobo i Lionel Richie. Nadal uważam, że tam było bardzo dużo dobrej muzyki, ale obok tego słuchałem Take 6, Manhattan Transfer i innych jazzowych rzeczy.

Zgadzam się. W jakim wieku zacząłeś grać?

Dwóch lat.

Okej. Będziemy dziś rozmawiać głównie o instrumentach klawiszowych. Chciałbym, żebyśmy się na tym skupili i poruszyli różne tematy z tym związane. Załóżmy, że dzwoni do ciebie jakiś artysta z propozycją zagrania kilku koncertów. Jak wygląda twój proces przygotowywania się, począwszy od tego telefonu do już zagranego koncertu?

Proszę o podesłanie jakiegoś materiału w najlepszej opcji, może też być tak, że tego materiału nie ma i trzeba go stworzyć, to wtedy umawiamy się na próbę albo artysta wysyła jakieś demo, „kwity” albo nuty, jakieś definicję tego, co by ode mnie chciał. Decydujemy także o wyborze instrumentu, ale to często jest później, czasami się to klaruje na próbach i się gra.

Czy najczęściej wygląda to tak, że dostajesz zapis nutowy albo jakieś nagrania i potem musisz sobie z tym sam radzić, czy dostajesz jakiś gotowiec?

To zależy.

A jak lepiej ci się pracuje?

Nie ma lepiej, czasami jest łatwiej, czasem jest mniej roboty. Fajnie jak się idzie do orkiestry typu orkiestra Grzegorza Urbana czy innego dyrygenta i ma się wszystko w nutach, czasami można przejrzeć nuty, przyjść na próbę i już na próbie jest dobrze, bo wszystko jest zaaranżowane. Bywają sytuacje, że na przykład pyta się mnie koleżanka: co robisz w piątek? Ja odpowiadam: w piątek okej, mogę. I wysyła mi cztery sety tytułów, wtedy jest trochę więcej roboty, aczkolwiek po jakimś czasie okazuje się, że z tych czterech setów po 9 utworów, czyli 36 piosenek, to 26 z nich już grałem i to trochę ułatwia.

Podsumowując, to co powiedziałeś, warto sobie zbierać taki repertuar, wiadomo, że w głowie to najlepiej, ale nie zawsze to wszystko da się upchnąć.

Nie da się tego upchnąć, to znaczy są koledzy, którzy grają wszystko z pamięci, ja nigdy nie chciałem tego robić, natomiast zdecydowanie, moim zdaniem, trzeba zbierać wszystkie kwity, które się wcześniej napisało, które się dostało, bo bardzo często się to jednak powtarza.

Ty je zbierasz w formie analogowej, czy cyfrowej?

Zbieram je też w formie analogowej, natomiast powoli zaczynam przechodzić w całości na cyfrową. Mam dwie skrzynki kwitów, które napisałem do Katowic, do Maryli i tak dalej, ale potem się okazuje, że wszystko można mieć w jednym iPadzie. Największy problem to utrzymanie w tym porządku.

Dokładnie, zgadzam się. Próbuję robić to samo i wiem, że systematyka jest jedynym ratunkiem, żeby to jakoś ogarnąć i mieć to w odpowiednim miejscu.

Czasami ta systematyka jest bardzo trudna.

Rozmawiamy o rzeczach, które byś zagrał, a czy jest taki job, mówiąc językiem branżowym, taka propozycja grania, na którą byś nie przystał?

Po pierwsze byłyby to stylistyki, w których jeszcze nie umiem grać, może bym przystał, ale byłoby tak w formie challenge’u. Takie challenge’e sobie robię czasami. Pewnie bardziej chodzi ci o sytuacje, z których bym nie przystał z innych względów. Nie chciałbym zagrać sztuki disco polowej, coraz mniej chcę grać sztuki weselne i w zasadzie ich nie gram. Raz na jakiś czas dla zabawy mi się to zdarza. Na przykład jakieś dwa-trzy lata temu zaistniała sytuacja pod tytułem: nagle nie ma klawiszowca na wesele, było to typowe wesele, gdzie klawiszowiec jedną ręką gra bas, a drugą jakieś partie klawiszowe i trzeba to zagrać. No i co, zagrasz? Musisz znać te piosenki, w sumie je znasz, ale nie masz za bardzo wpływu na to, jakie to będą piosenki. Jest awaria, jest piątek, a w sobotę jest wesele.

Według mnie wesele to jest wątpliwe artystycznie wydarzenie muzyczne i to jest kwestia pieniędzy.

Nie do końca. Wesele jest wątpliwe artystycznie w momencie, kiedy jest wątpliwy artystycznie zespół. Można na weselu robić sobie challenge, grać najlepiej, jak się da. Są cover bandy, które grają utwory bardzo dobrze i są cover bandy, które grają tak sobie.

Zgadza się. W jednym z odcinków mojego podcastu rozmawiam z Marcinem Odyńcem na temat tego, jak przetrwać sezon weselny. Konkluzja z tej rozmowy jest taka, że z weselem jest taki problem, jesli chodzi o odbiorców, że tam przychodzą ludzie, którzy są zainteresowani zabawą. Tak naprawdę przychodzą tam ludzie z różnego przekroju estetycznego. Inaczej jest na koncercie, kiedy ktoś przychodzi posłuchać właśnie Kamila Barańskiego z zespołem, a inaczej jest, kiedy ktoś przychodzi na wesele i po prostu chce się dobrze bawić. Ty musisz dogodzić jednej osobie, która ma taki gust muzyczny i drugiej osobie, która ma już inny gust muzyczny.

No i są w zasadzie dwie metody. Jedna metoda jest taka, żeby im dogadzać i żeby zagrać normalne, standardowe wesele: 12 lub więcej setów z piętnastominutowymi przerwami. A druga metoda jest taka, żeby grać na przemian z didżejem i w ten sposób graliśmy dość dużo. Tylko wtedy w umowie jest 6-7 setów, a jeśli niezbędne jest disco polo, rozumiem, że w niektórych środowiskach jest, to zagra je didżej.

Bycie klawiszowcem to oczywiście sprawne palce i połączenie między głową i palcami, ale też sztuka kreowania pewnych brzmień, musisz sobie sporo posiedzieć, wypracować zestaw instrumentów, żeby się sprawnie po tym poruszać i w tym nie utonąć. Czy jest jakiś instrument z tej całej palety instrumentów, z którymi miałeś do czynienia, na którym grasz najczęściej?

Najczęściej gram na Yamaha Motiff XS, nie jest to najnowszy model. Dlaczego? Dlatego że w pewnym momencie potrzebowałem dobrego narzędzia i kupiłem akurat to. Po czym okazało się, że fajnie jest mieć dwa: jeden na sztuce, w samochodzie albo w magazynie, a drugi w domu i nie trzeba go ruszać – jak trzeba na przykład coś zaprogramować, to można to zrobić w domu, po czym przyjechać na sztukę, załadować z pendrive’a i jest gotowe. W tym momencie mam chyba cztery takie instrumenty z tej konkretnej rodziny, czyli Motiff XS. To jest wygodne o tyle, że właśnie jeden jest w tym momencie w magazynie, drugi jeszcze nie wrócił z warsztatów Poluzone, a trzeci mam przed sobą.

Warto jest mieć dwa takie same instrumenty: jeden na sztuce, w samochodzie albo w magazynie, a drugi w domu i nie trzeba go ruszać – jak trzeba na przykład coś zaprogramować, to można to zrobić w domu, po czym przyjechać na sztukę, załadować z pendrive’a i jest gotowe.

Skoro rozmawiamy o instrumentach, to ja na twojej liście instrumentów, która jest na twojej stronie internetowej, naliczyłem ponad 30. A gdybyś jechał na próbę, na jakiś koncert i mógłbyś zabrać tylko jeden, to co byś zabrał?

Najpierw zabrałbym Motiffa, ze względu na to, że najbardziej znam jego barwy, ale najpierw chciałbym dowiedzieć się, co to jest za projekt, bo wielokrotnie nie jest on potrzebny. Jeżeli na przykład potrzebuje same fortepiany, to niekoniecznie biorę Motiffa.

Rozmawiając o sprzęcie, często jest tak, szczególnie chyba faceci mają taką przypadłość, że łatwo jest popaść w tak zwaną „sprzętomanię”. Producenci cały czas coś wypuszczają, cały czas pojawia się coś nowego, możesz sobie kupić albo kolejną paletę brzmień, albo kolejną aktualizację, albo po prostu nowy sprzęt. Co byś poradził takim osobom, które są już tak bardzo wkręcone w to kupowanie nowego sprzętu, że wytracają czas na granie i tak dalej.

Na pewno jedną z fajnych rzeczy jest zrobić sobie challenge i wykonać jakieś nagranie na konkretnym jednym instrumencie albo drugie założenie, że na przykład nie używasz instrumentów, które są droższe niż 1000-1500 złotych. Da się tak zrobić, były takie wyzwania nawet w polskim Internecie i wychodziły z tego całkiem fajne produkcje. Co zrobić? Sam tego nie wiem, bo sam mam ich za dużo.

A co cię ostatnio kręci z instrumentów klawiszowych?

Jest kilka rzeczy. Z jednej strony jest Roli. Roli to jest taki instrument, który nie do końca ma określoną klawiaturę, to znaczy ta klawiatura jest, ale można się ślizgać z jednego klawisz na drugi i wychodzi takie glissando, można to robić jednocześnie kilkoma palcami w różne strony, w związku z tym jest bardzo ekspresyjny. Bardzo są dla mnie interesujące Organy Hamonda – instrument, który też ma bardzo dużą paletę brzmień i mimo że w oczywisty sposób ograniczoną.

Wśród szczególnie początkujących muzyków panuje często przekonanie, że grając na określonym instrumencie, najwięcej inspiracji można uzyskać słuchając instrumentalistów instrumentu, na którym sami gramy, czyli basiści słuchają basistów, perkusiści – perkusistów, wokaliści i wokalistki – innych wokalistów i wokalistki. Skąd czerpiesz inspiracje do grania, do tworzenia, do komponowania?

Kiedyś jeden muzyk mi powiedział, że trzeba po prostu słuchać różnej muzyki i trzeba słuchać najlepszych rzeczy w danym gatunku. To jest jedna sprawa, którą bym chciał powiedzieć, żeby to ładnie brzmiało, ale na pewno słucham też innych klawiszowców, może nie po to, żeby znać ich wszystkie nagrania, bo teraz jest taka nadprodukcja muzyki, że nie jest to możliwe. Dużo słuchałem również perkusistów, Dave’a Weckla, oczywiście zwracałem uwagę na partie klawiszowe, czy to grane przez Jay’a Oliviera czy Steve’a Weingarta.

Nie jest tak, że jesteś zanurzony tylko w klawiszowców?

Nie jestem zanurzony tylko w klawiszowców. Pierwszy zespół, jakiego słuchałem tak na poważnie, to był zespół wokalny, czyli Take 6. Oczywiście była tam harmonia, która jest „popieprzona” i która jest mocno bigbandowo-jazzowa, troszkę klawiszowa, widać, że to czasami klawiszowcy pisali, ale samych klawiszy tam było mało.

Rozmawiając o innych instrumentach, wspomniałeś już o tych „nieszczęsnych” weselach, że tam klawiszowiec często gra lewą ręką bas, a prawą harmonię. Przeglądałem też projekty, w których brałeś, czy bierzesz udział i o których tutaj już powiedziałeś. Jak często realizujesz partie innych instrumentów, czy to na koncertach, czy programujesz?

Jeśli chodzi o partie basu to zdarzają się takie sytuacje. Zdarzają się niekoniecznie tylko na weselach, ale na przykład w którymś składzie Mariki także klawiszowiec jest odpowiedzialny za bas, w składzie Natalii Kukulskiej, również w obu składach Archiego, czyli Konrada Bilińskiego, gdzie on po prostu to lubi robić. Ja też to w pewnym stopniu lubię robić, dlatego że granie basu jednocześnie z resztą harmonii, pozwala mi na decydowanie o wielu rzeczach. Mogę sobie odejść harmonicznie w jakimś kierunku i nikt mi w tym nie przeszkadza. Jest mało basistów, którzy zdążą na to wpaść w tym samym momencie, tak szybko, że zagramy to razem.

Przyznam ci się do czegoś. Ja też lubię grać na basie z klawisza. Miałem taki mały epizod właśnie przy okazji zastępstwa z Fiszem, kiedy miałem okazję pograć trochę na Moogu i od tego momentu się prostu zakochałem i stwierdzam, że to jest czadowe brzmienie, ale też jako basista mogę powiedzieć, że nie da się uzyskać takiej artykulacji i takich brzmień, ale też troszkę inaczej myślę, grając na klawiszu, o partii, którą mam zagrać jako basista.

Masz chociażby ograniczoną skalę zazwyczaj przez jakieś dwie oktawy lub dwie i pół, czyli mniej niż w basie, masz oczywiście inną artykulację. Warto posłuchać takiego pana, który nazywa się Sun Rai, jest chyba Australijczykiem, grał w zespole rockowym i tam się wszystko zgadzało, ale oprócz tego zrobił swój autorski projekt. W swojej piosence Till the lights come on bardzo ładnie pokazuje, co można robić jednocześnie na basie, na fortepianie i na Rhodesie. Jest kilka występów z tą piosenką, bardzo ładny jest taki czarno-biały występ ze studia.

Jak byś zdefiniował sukces? Wiadomo, że jesteś akurat instrumentalistą grającym na klawiszach różnej maści, ale gdzie jest to miejsce?

Sukcesem jest robienie rzeczy w zgodzie ze sobą, sukcesem jest robienie fajnych rzeczy, być może dla niektórych sukcesem jest bycie na jakiejś liście sprzedaży, czy na jakichś listach przebojów. Nie ma chyba jednej definicji. Sukcesem jest bycie szczęśliwym.

Sukcesem jest robienie rzeczy w zgodzie ze sobą, sukcesem jest robienie fajnych rzeczy, być może dla niektórych sukcesem jest bycie na jakiejś liście sprzedaży, czy na jakichś listach przebojów. Nie ma chyba jednej definicji. Sukcesem jest bycie szczęśliwym.

A twoja definicja muzyczna? Czy jest ktoś, z kim chciałbyś na przykład zagrać i to byłby do ciebie sukces?

Z Michaelem Jacksonem. Miałam parę takich sytuacji, miałem możliwość zagrania ze Zbyszkiem Wodeckim, z Ryszardem Rynkowskim. Sama sytuacja dostania się do zespołu Maryli, gdzie ja w ’85 roku, mając 3 lata, uczyłem się pisać na płycie Maryli, czyli mam winylową płytę Maryli, na której są moje jakieś bazgroły, a dwadzieścia czy trzydzieści lat później gram z tą panią i jest naprawdę nieźle.

Rozmawialiśmy już o takiej kwestii jak edukacja, mówiłeś, że miałeś okazję pracować na Akademii jako akompaniator. Wiem, że jako akompaniator pracowałaś również na innych uczelniach, akompaniujesz również podczas różnego rodzaju warsztatów, typu na przykład Poluzone, o czym wspominałeś, ale współtworzysz też portal Muzykuj.com przeznaczony treścią dla pianistów i dla klawiszowców. Szymon Chudy w jednym z odcinków mojego podcastu powiedział, że w dzisiejszych czasach problemem jest nie niedobór wiedzy, ale jej nadmiar. Co byś poradził osobie zainteresowanej grą na instrumentach klawiszowych, która chciałaby się rozwijać muzycznie w tej dziedzinie albo w ogóle się rozwijać jako muzyk? Jaka droga według ciebie jest najlepsza do tego, żeby nie zmarnować czasu i się rozwijać?

Moim zdaniem tą drogą jest granie jak najwięcej różnych rzeczy, ale to nie jest takie łatwe, dlatego że na przykład ktoś może chcieć grać na przykład tylko jazz i w tym momencie nie ma sensu, żeby grał jak najwięcej różnych stylistyk, trzeba iść w swoim kierunku, jeździć na warsztaty, na przykład na Poluzone.

Niektórzy mówią o tym, że przede wszystkim trzeba grać z ludźmi, inni postawiliby na edukację – warto iść do szkoły, na akademię muzyczną.

Trzeba grać z ludźmi, ale raz na jakiś czas fajnie się spotkać z ludźmi, którzy są dużo lepsi, na przykład na takich warsztatach otwierają się jakieś klapki. Na przykład na Poluzone chłopaki pokazują, że już mieli to za sobą i wyciągnęli jakieś wnioski, a w związku z tym, że brzmią bardzo dobrze jako zespół, to warto czasami tego posłuchać.

Raz na jakiś czas fajnie się spotkać z ludźmi, którzy są dużo lepsi, na przykład na warsztatach, wtedy otwierają się pewne klapki.

Obaj jesteśmy z tego pokolenia, kiedy w Polsce jedyna uczelnia muzyczna, rozrywkowa była w Katowicach, to był dla muzyków taki trochę Święty Graal, jeśli chodzi o to, gdzie można się uczyć. Czy uważasz, że nadal tak jest, że trzeba pójść na uczelnię, żeby się nauczyć grać?

Nie, nie trzeba iść na uczelnię, uczelnia troszkę rozwija oczywiście, ale zależy na kogo trafisz. Ja trafiłem bardzo fajnie na Wojtka Niedzielę, jeżeli bym się chciał uczyć jazzu klasycznego, to bardzo dużo bym na tym skorzystał. Żałuję, że aż tyle nie skorzystałem, ile bym mógł, bo teraz bym poszedł jeszcze raz. Katowice kiedyś były jedyną uczelnią i był tam, również przez to, wysoki poziom, bo jeżeli przyjmujemy jedną albo dwie osoby na fortepian na rok, to już z założenia muszą to być nieźli muzycy. Ja się nie dostałem na studia dzienne, tylko na zaoczne studia. Być może później, w którymś momencie, mogłem przejść na dzienne, jednak nie wybrałem tej drogi.

Chciałem cię jeszcze zapytać o jedną rzecz, bo różnie to bywa z nami muzykami, czasami się okazuje, że nagle ktoś nie może, ktoś gra w jakimś projekcie albo komuś coś wypadło, no i przychodzi czas zastępstw. Różne zdarzają się sytuacje i trzeba oddać tak zwanego joba. Jak ty do tego podchodzisz? Jak realizujesz taką sytuację, że jest zastępstwo i masz komuś oddać na przykład granie z Marylą albo jakiś inny koncert?

Oddawać grania z Marylą troszkę się jeszcze nie da, choć zaczynamy o tym myśleć. Na koncertach z Marylą nie ma kolejności utworów, jest pula powiedzmy, że 40 numerów, a tak naprawdę 100, wychodzimy na scenę, jest intro, jest „kasa, seks” i potem pani Maryla pyta publiczność: co chcecie usłyszeć? No i publiczność krzyczy, że „Małgośka”, „Ale to już było”, „Kolorowe jarmarki” i tak dalej. Czasami krzyczą, że „Konik na biegunach”…

… i w tym momencie twój zastępca wertuje brzmienia i kwity. [śmiech]

No właśnie i jak już będzie podane ileś tytułów piosenek, to pani zapyta: a co powiecie na „Sing Sing”? Ja czekam aż będzie chwilę braw, po czym zaczynam „Sing Sing”. I to jest proste, ale czasami jest na przykład: a co powiecie na „Wszyscy chcą kochać”? Nagle trzeba się zorientować, że jesteśmy w zupełnie innej piosence i w przeciągu powiedzmy 5 sekund musimy być w stanie zacząć tę piosenkę. Nie zawsze jest łatwo zalogować się do takiego czegoś. Natomiast zdarza mi się oddawać jakieś koncerty nowy, po prostu logistyka i menadżerka nie zawsze daje rady zrobić tak, żeby zawsze grać to, co się chce. Śmiejemy się, że fajnie by było móc się przenosić w czasie, bo wtedy by tylko co najlepsi grali z wszystkimi.

I zagrałbyś z Michaelem Jacksonem.

Może bym zagrał z Michaelem Jacksonem. Staram się przygotowywać taki materiał, żeby ktoś dostał po pierwsze nagranie z koncertu, w najlepszych sytuacjach także ślady z tego koncertu albo przynajmniej grupy, czyli że można osobno posłuchać samego klawisza i osobno posłuchać resztę. Tak jest chyba najwygodniej. Zagrałem dużo zastępstw w tym roku, generalnie staram się grać zastępstwa, ponieważ jest to fajne i ponieważ to rozwija. Miałem okazję w tym roku zagrać zastępstwo z Piaskiem, z Ryszardem Rynkowskim, z grupą LemON. No i właśnie najdziwniejsze zastępstwo było z grupą LemON, ponieważ okazało się, że wszystko robimy na ostatnią chwilę z jakichś tam względów logistycznych. W środę dostałem materiał na koncert, który był w sobotę, a ja nie grałem nigdy tego materiału, oczywiście większość osób kojarzy, że „Życie jest małą ściemniarą”, ale trzeba wiedzieć wszystko o tym koncercie. W środę dostałem koncert nagrany z poprzednim klawiszowcem, z innym perkusistą, innym gitarzystą, bez dwóch utworów w środku. W czwartek spotkaliśmy się z chłopakami, zagrali mi to tak, jak to powinno być, w piątek grali koncert w Łodzi i to było kluczowe tutaj. Otóż pojechałem na ten koncert, miałem wolne, posłuchałem sobie tego koncertu w słuchawkach dokładnie, tak jak to słyszy klawiszowiec na jego odsłuchu i tak dalej, a przede wszystkim nagraliśmy ten koncert na ślady. W związku z tym po koncercie wziąłem dysk, pojechałem do hotelu, rozstawiłem sobie sprzęt mojego kolegi, bo na nim miałem zagrać cały koncert i zagrałem ten koncert dwa razy w hotelu. Dopiero w tym momencie byłem w stanie wejść na scenę i pewnie zagrać to w całości.

Z tymi zastępstwami jest tak, że to też zależy od ludzi, którzy ci to zastępstwo dają. Mówiłeś na samym początku o graniach, które weźmiesz, a których nie weźmiesz. Jeżeli właśnie dostajesz ten materiał nawet na ostatnią chwilę, ale właśnie oddzielnie na śladach, jeśli jest to rozpisane, to w ogóle jest super, co się często nie zdarza, to wtedy ta sytuacja jest komfortowa. W przeciwnym razie to jest trochę walka.

Ja zakładam, że należy to zrobić tak, żeby generalnie zastąpić kogoś, czyli zrobić tak jak on, ale też fajnie jest przemycić troszkę siebie. Fajne jest to, jeżeli możesz już ustalić, jak bardzo chcesz zagrać po swojemu, a jak bardzo chcesz zagrać dokładnie tak jak ktoś. Wiadomo, że masz jakieś swoje pomysły na te utwory, masz dystans, to też jest ważne, bo gdy ktoś gra w zespole od 5, czy 10 lat, to gra to po prostu tak już grał, a ty wchodzisz na nowo i parę rzeczy zagrasz świadomie inaczej, bo na przykład uważasz, że to bardziej się sprawdzi. Fajnie jest mieć to pokrętło pomiędzy ja i zastępca.

Biorąc zastępstwo, należy to zrobić tak, żeby generalnie zastąpić kogoś, czyli zrobić tak jak on, ale też fajnie jest przemycić troszkę siebie.

To też trochę zależy od wokalisty, czy muzyków, z którymi współpracujesz, bo nagle się okazuje, że jeżeli dorzucisz za dużo siebie, to wyłamujesz się z całej konwencji. Tak jak powiedziałeś, ktoś się przyzwyczaił, gra od pięciu lat tak samo, zespół jest przyzwyczajony, że to będzie brzmiało tak samo, publiczność jest przyzwyczajona, że to będzie brzmiało tak samo i trudno nagle wyskakiwać gdzieś.

Zależy o jakiej skali mówimy, bo możemy zagrać zupełnie po swojemu i w tym momencie zespół sobie nie da rady, bo nie wie, co się przewiduje, ale to mogą być drobne różnice, jakaś lekka artykulacja inaczej, jakiś akordzik, który będzie słyszalny przez jedną ćwierćnutę, ale coś tam zrobi, jakaś drobna barwa, która rozszerzy refren, czy zrobi coś fajnego. Tylko kwestia, żeby nie przesadzić.

Zbliżamy się powoli do końca i teraz zaczyna się najtrudniejsza część dla wielu moich gości. Czym dla ciebie jest muzyka?

Na to pytanie jest wiele odpowiedzi. Muzyka jest dookoła, jest cały czas, więc to jak pytanie: czym dla mnie jest powietrze?

A gdyby ktoś chciał się z tobą skontaktować, to gdzie można cię znaleźć?

Najprościej chyba na Facebooku, poprzez Messengera, jestem mój fanpage Kamil Barański Music, mam również stronę internetową.

Nie powiedzieliśmy jeszcze o jednej rzeczy. Współtworzysz również, nie wiem czy sam czy z kimś jeszcze, grupę na Facebooku dla klawiszowców, o której warto wspomnieć.

Jest grupa na Facebooku, która w tym momencie ma cztery tysiące członków, z czego powiedzmy ponad ¾, jak przypuszczam, to są klawiszowcy. Grupa nazywa się Polish Music Keyboards. Jej założycielem jest Rafał Karmel Muszyński, ja jestem współadministratorem. Jest to fajna platforma do wymiany wiedzy, do nauki, do pomocy i co najważniejsze, panuje tam fajna atmosfera. Staramy się, żeby nie było hejtu, żeby korzystać z tej grupy.

Jeżeli ktoś będzie szukał wiedzy, informacji i wsparcia w różnych tematach okołoklawiszowych, to warto by się tam zwrócił.

Zdecydowanie. Ona mi też pomagała wielokrotnie, bo na przykład trzeba było zagrać w koncert w jakimś dziwnym miejscu i logistycznie było mądrzej, żeby pożyczyć instrument w okolicy i to się udawało właśnie dzięki tej grupie. Albo chociażby jedziesz na sztukę, zapominasz pedału, statywu, czy czegokolwiek innego i okazuje się, że jest grupa, która może pomóc.

Jeszcze mam takie pytanie na koniec, poza stawką, wczoraj sobie o tym pomyślałem, bo z tego co wiem, to w zeszłym roku hitem wśród klawiszowców był Korg Kronos, dużo ludzi na tym sprzęcie grało albo dużo ludzi chciałoby go mieć, lub o nim mówiło. A w tym roku co się liczy?

Najwyższymi stacjami roboczymi czy syntezatorami są Kronos, Nord Stage, Yamaha Montage i te trzy firmy są najbardziej popularne. Jest jeszcze Dexibell, był jeszcze Roland, jest Kurzweill. Dużo jest tych firm, poza tym mówimy teraz tylko o najbardziej uniwersalnych sprzętach, dlatego że są rzeczy, które są mniej uniwersalne, ale przez to świetne. Jak chociażby właśnie Organy Hamonda, Clavinet, Wurlitzer, Fender Rhodes, Roli i różne inne syntezatory.

Kamil, bardzo ci dziękuję za tę rozmowę.

Również dziękuję.

Było mi niezmiernie miło i mam nadzieję, że słuchacze, którzy będą mieli okazję posłuchać tego odcinka, dowiedzą się sporo o instrumentach klawiszowych, ale też o tym, w jaki sposób mentalnie podchodzić do pewnych spraw związanych z muzyką i tego, w jaki sposób ty to widzisz. Dzięki jeszcze raz i do usłyszenia.

Dziękuję, pozdrawiam wszystkich.

 

Na koniec tego odcinka przypominam jeszcze, że wszystkie linki do osób i stron, jak również lista instrumentów, które wymieniamy w naszej rozmowie, jest dostępna na stronie muzykalnosci.pl/09. A jeśli treści zawarte w tej rozmowie są w jakiś sposób przydatne dla ciebie i myślisz, że mogłyby być przydatne dla kogoś z twoich znajomych, to proszę wyślij chociaż jednej osobie link do tego podcastu. Zachęcam cię też do zapisania się na newsletter, wystarczy, że wejdziesz na stronę muzykalnosci.pl, gdzie znajdziesz formularz zapisu, podasz swoje imię oraz email i co dwa tygodnie otrzymasz ode mnie informacje na temat ukazania się nowego odcinka podcastu Muzykalności. I to by było tyle na dziś, do usłyszenia w kolejnym odcinku Muzykalności!

Share This